Po półtora roku funkcjonowania Centrum Badań Memlingowskich może się pochwalić współpracą z wieloma zagranicznymi naukowcami, zorganizowanymi interesującymi konferencjami oraz licznymi inicjatywami popularnonaukowymi - od cyklu wykładów „Wokół Memlinga” po trwający konkurs plastyczny „Jak Paul Beneke zdobył dla Gdańska słynny Sąd Ostateczny”. O znaczeniu Memlinga dla Gdańska i pracy powołanego w październiku 2022 r. centrum rozmawiamy z jego Dyrektorką prof. dr hab. Beatą Możejko.
Marcel Jakubowski: - Nazwa „Centrum Badań Memlingowskich” sugeruje, że badacie tu kwestie stricte naukowe; czy tylko na tym polega działalność Centrum?
Prof. Beata Możejko: - Mamy trzy cele. Po pierwsze badania, czyli wszelkiego rodzaju kwerendy, których rezultatem są prace naukowe, książki i konferencje. Po drugie popularyzacja wiedzy o Memlingu, o Sądzie Ostatecznym, o Gdańsku czy Związku Hanzy w czasach Memlinga - innymi słowy, Memling odmieniany przez wszystkie przypadki. Po trzecie najtrudniejsza część naszej działalności, czyli edukacja „od drzwi do drzwi”, np. poprzez prowadzenie lekcji dla szkół ponadpodstawowych. Ostatnio zorganizowaliśmy konkurs plastyczny skierowany do dzieci ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych pt. „Jak Paul Beneke zdobył dla Gdańska słynny Sąd Ostateczny”.
- Czy Hansem Memlingiem zajmują się tylko mediewiści?
- Nie, chociażby dlatego, że sam Sąd Ostateczny posiada bogatą historię sięgającą czasów nowożytnych. Rządzący na przełomie XVII i XVIII w. car Piotr I chciał zabrać ten obraz z Gdańska, miał to być „dar”, ale gdańszczanie się nie zgodzili. W czasach napoleońskich Sąd Ostateczny został wywieziony do Luwru, a podczas II wojny światowej dzieło zostało ponownie wywiezione z Gdańska i ukryte na terenie Wschodnich Niemiec. Tam znalazła je armia sowiecka i zabrała ze sobą do ZSRR, zatem ta historia sięga XX w. Współpracujemy nie tylko z osobami zajmującymi się historią i sztuką średniowieczną, ale też nowożytną i współczesną. W naszym zespole pracują badacze i badaczki zajmujący się aspektami związanymi z prawem i estetyką dzieł, jak prof. Kamil Zeidler i dr Joanna Kamień.
- Na jakie pytania badawcze szukają Państwo odpowiedzi?
- Zajmujemy się kwestią związków Gdańska z Brugią, czyli miastem, w którym Memling tworzył najwięcej, reperkusjami, jakie wywołało zdobycie Sądu Ostatecznego dla Gdańska oraz związkiem Gdańska z Lubeką, której mieszkańcy zamówili ostatni ukończony przez Memlinga obraz. Do tego nadal badamy Sąd Ostateczny od strony artystycznej: szukamy tropów i nawiązań do historii czy innych dzieł sztuki. Chcemy także określić wpływy Hansa Memlinga na sztukę włoską, hiszpańską, ale też gdańską, ponieważ obecność tryptyku w naszym mieście wywarła spory wpływ tak na lokalnych artystów, jak i samych mieszkańców. Obecnie nasze badania historii Sądu Ostatecznego są utrudnione ze względu na wojnę w Ukrainie. Nie możemy pojechać do archiwum w Petersburgu, w którym na pewno znajduje się interesująca dokumentacja. Przez następne lata ten ostatni temat będzie z pewnością zamrożony.
- Jaką rolę odgrywa Sąd Ostateczny w budowaniu tożsamości regionalnej Gdańska?
- Dla wielu badaczy zagranicznych, z którymi rozmawiałam, oczywistym jest, że Sąd Ostateczny to najlepsza praca Hansa Memlinga. Niestety wydaje mi się, że tej świadomości nie ma wśród gdańszczan. Według mnie i wielu innych badaczy to nie tylko najlepsze dzieło w Gdańsku, ale obok Damy z Łasiczką Leonarda Da Vinci najważniejsze dzieło w Polsce. O ile Oddział Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego w Gdańsku nie jest szczęśliwie położony w kontekście szlaku turystycznego, fakt ten nie usprawiedliwia tego, żeby gdańszczanie nie utożsamiali się z całą wielką historią tryptyku. Z jednej strony mamy aspekt morski, czyli kapra Paula Benekego i jego akcję pozyskania dzieła, z drugiej ogromną wartość kulturową Sądu Ostatecznego i dumę, że to właśnie w Gdańsku znajduje się ten obraz. Oczywiście nadal toczą się dyskusje między badaczami nt. legalności pozyskania tryptyku przez Paula Benekego, czyli rozróżnienia między piractwem a kaperstwem.
- Jak mieszkańcy Gdańska reagują na tę historię? Czy Państwa inicjatywy takie jak wykłady popularnonaukowe czy debata dla licealistów „Paul Beneke: kaper czy pirat?” spotykają się z dużym zainteresowaniem?
- Istnieje pewna grupa słuchaczy, która jest zainteresowana historią Gdańska i regularnie uczęszcza na nasze wykłady. Natomiast przychodzą także osoby, które coś słyszały, że w Gdańsku jest jakiś Sąd Ostateczny, ale właściwie nic poza tym. Kiedy ci odbiorcy dowiadują się, że za obecnością tryptyku w naszym mieście stoi wielka historia morska, to są bardzo zdziwieni; mówią, że to historia na film. Cieszy nas ogromie to zainteresowanie wykładami, wszystkie pytania są cenne. Z kolei w szkołach, kiedy pytam uczniów, ilu z nich widziało Sąd Ostateczny w muzeum, to jest to maksymalnie kilkoro uczniów. Wówczas trzeba wyjaśnić wszystko od podstaw, tj. czym była Hanza, dlaczego Gdańsk był w to wszystko zaangażowany oraz dlaczego trudno z naszego punktu widzenia oceniać działalność Paula Benekego, nie mówiąc już o znaczeniu artystycznych detali obrazu Memlinga. Takie opowiadanie o tym obrazie poprzez historię go otaczającą ma na celu zachęcenie uczniów i nauczycieli, aby poszli, czy to w ramach szkoły, czy prywatnie, do Muzeum Narodowego w Gdańsku. Obecnie bardzo dobrze układa nam się współpraca z gdańskimi szkołami: Uniwersyteckim Liceum Ogólnokształcącym, I Liceum Ogólnokształcącym , XV Liceum Ogólnokształcącym i XIX Liceum Ogólnokształcącym. Chciałabym, żeby młodzi ludzie zauważyli, że Gdańsk jest miastem wolności i solidarności nie tylko ze względu na wydarzenia z lat 80 XX w., ale że ta idea wolności obecna była w naszym mieście już od późnego średniowiecza.
- Czy jako Centrum Badań Memlingowskich publikują Państwo wyniki swoich badań?
- Jednym z pierwszych działań Centrum było poprowadzenie konferencji poświęconej ciału. Wkrótce w ramach „Studia Historica Gedanensia” ukaże się tom, który stanowi pokłosie tego wydarzenia. Znajdą się w nim artykuły autorstwa zagranicznych badaczy, ale także zespołu z Centrum, np. prof. Andrzeja Wozińskiego. Z kolei po zeszłorocznej konferencji o Memlingu szykujemy tom dla wydawnictwa Brepols, to duże wydawnictwo o międzynarodowym zasięgu. Tom ukaże się prawdopodobnie w 2025 r.
- W jakim stopniu temat Hansa Memlinga ma potencjał międzynarodowy?
- Ogromny potencjał, ale jesteśmy dopiero na początku, działamy trochę ponad rok. Chcemy promować naszą działalność na międzynarodowych wydarzeniach, stąd nasza obecność między innymi na Kongresie Mediewistycznym w Leeds. Co roku przyjeżdża tam ponad 2000 osób, choć oczywiście nie wszyscy uczestniczyli w naszym panelu, ponieważ wiele wystąpień odbywa się tam równolegle. Natomiast daliśmy znać światu, że nasze Centrum powstało i działa w Gdańsku. W wyniku tych konferencji już powolutku zaczynamy podpisywać deklaracje o współpracy. Nasi partnerzy biorą udział np. w cyklu wykładów Wydziału Historycznego „Piątek na Historycznym”. W ubiegłym roku akademickim gościliśmy badaczki z Hamburga i Lubeki, prof. dr Ullę Kyptę i dr Angelę Huang, prof. Jacka Hartnella z Uniwersytetu Wschodniej Anglii. W tym roku przyjechała do nas prof. Emilia Jamroziak z Uniwersytetu w Leeds, prof. Felicitas Schmieder z Fern Universität in Hagen, a teraz prof. Balázs Nagy z Centralnego Uniwersytetu Europejskiego w Wiedniu. Te kontakty międzynarodowe mieliśmy wcześniej, ale dzięki Centrum Badań Memlingowskich udało nam się je wzmocnić.
- Skąd u Pani fascynacja Memlingiem?
- To wynika z moich badań. Jakiś czas temu napisałam monografię o dziejach karaweli „Peter von Danzig”, która pod dowództwem Paula Benekego zaatakowała i zajęła galerę, na której przewożony był m.in. Sąd Ostateczny. Zajmując się historią tego okrętu, musiałam też zająć się historią obrazu. Zainteresowanie obrazem zawdzięczam, choć może zabrzmi to patetycznie, mojej mamie, która zabierała mnie i mojego brata, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, do Muzeum Narodowego w Gdańsku. To też jeden z powodów, dla którego zachęcam uczniów, aby zobaczyli ten tryptyk. Sama jestem przykładem, że taka wizyta może mieć ogromny efekt.