Autonomia to fundament, na którym zbudowałam karierę swoich marzeń. Rozmowa z dr Anną Supernat w ramach projektu HerTechVenture

1

dr Anna Supernat

Wydział Matematyki, Fizyki i Informatyki UG bierze udział w projekcie HerTechVenture, mającym na celu wspieranie studentek w karierze w branży technologicznej. Kierownikiem projektu jest dr Hanna Furmańczyk z Zakładu Optymalizacji Kombinatorycznej na WMFiI. Zapraszamy na rozmowy z inspirującymi kobietami, którym udało się osiągnąć sukces w obszarach STEM.

Projekt HerTechVenture ma na celu stworzenie w środowiskach akademickich włączających ekosystemów, które poprzez wspieranie rozwoju kompetencji studentek i ułatwienie im kariery w branży technologicznej (i szerzej - STEM) przekształcą uczelnie w katalizatory przemian, w efekcie których więcej kobiet zdecyduje się na wybór ścieżki innowacyjnej i/lub przedsiębiorczej. Bardzo ważną rolę w identyfikowaniu ograniczeń oraz sposobów ich przezwyciężania jest poznanie i zrozumienie podobnych ścieżek zawodowych. W związku z tym zapraszamy na rozmowę z dr Anną Supernat, absolwentką Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii UG i GUMed. Rozmowa powstała w ramach projektu HerTech Venture.

 

Julia Bereszczyńska: - Na początek proszę powiedzieć kilka słów o sobie i obszarach Pani działalności zawodowej.

Dr Anna Supernat: - Jestem absolwentką Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Swoją pracę doktorską, dotyczącą markerów molekularnych w onkologii, przygotowałam i obroniłam pod skrzydłami prof. Anny Żaczek i prof. Jacka Bigdy. Jeszcze w trakcie studiów doktoranckich założyłam swój własny startup biotechnologiczny, objęty e-inkubacją ze strony Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego, byłam też współudziałowczynią innego startupu biotechnologicznego, tym razem działającego w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym. Na staż podoktorski wyjechałam do Cambridge, a po nim wróciłam do Zakładu Onkologii Translacyjnej GUMed. Tu obecnie realizuję projekty badawcze i badawczo-rozwojowe. Od 2020 roku stoję również na czele Centrum Analiz Biostatystycznych i Bioinformatycznych, które pomaga naukowcom w planowaniu eksperymentów, a także w analizie danych.

- Proszę przybliżyć jedną z sytuacji zawodowych, w których miała Pani poczucie kontroli lub autonomii przy podejmowaniu decyzji.

- Poczucie wpływu przy podejmowaniu decyzji towarzyszy mi od zawsze. Miałam bardzo dużo szczęścia urodzić się w kochającej, wspierającej rodzinie, gdzie od najmłodszych lat byłam zachęcana do nauki, a jednocześnie pozostawiono mi całkowicie wolną rękę w zakresie wyboru liceum czy kierunku studiów. Moi rodzice stworzyli mi środowisko, w którym mogłam się rozwijać, ale wybór, w czym będę się rozwijać, należał do mnie. Przyzwyczajona do takiego otoczenia i stylu działania, świadomie szukałam wspierających szefów, którzy dadzą mi możliwość rozwoju, nie narzucając przy tym swojego punktu widzenia. Oczywiście, mam świadomość, że uczelnie są środowiskiem hierarchicznym, a część obowiązków wynika wprost z umowy o pracę, niemniej przez całą karierę naukową czułam raczej życzliwe zainteresowanie i wsparcie niż konieczność realizowania odgórnie ustalonych zadań. Mam to szczęście, że tak jest do dziś. Bardzo sobie chwalę pracę w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym - jest to uczelnia stosunkowo mała, co czyni ją bardziej elastyczną i kameralną, choć oczywiście nie jest zupełnie wolna od ograniczeń typowych dla jednostek akademickich w naszym kraju.

- Czy uważa Pani, że posiadanie większej autonomii w sferze zawodowej może pozytywnie wpływać na realizację osobistych celów?

- Myślę, że to bardzo zależy od charakteru pracownika. W moim przypadku rzeczywiście sprawdza się duża swoboda działania, ale wynika to w dużej mierze z pozytywnej dyscypliny, jaką sama sobie narzucałam od najmłodszych lat. Autonomia sprzyja też kreatywności, której mam spore pokłady (przynajmniej w niektórych aspektach). Do tego wszystkiego mam dużą rodzinę, która wymusiła na mnie umiejętność wzorowej organizacji pracy. Spodziewam się, że u wielu osób większa autonomia w sferze zawodowej wpłynie pozytywnie na realizację osobistych celów. Niemniej, nie zakładałabym, że będzie to reguła, ponieważ różnimy się od siebie, zarówno charakterologicznie, jak i pod względem sytuacji życiowej. Wiele osób odnajdzie się w pracy dającej mniejszą autonomię. I myślę, że obie te postawy i warianty działania są równocenne przy realizacji celów, które wymagają zbiorowego wysiłku.

- Czy może Pani podać przykłady tego, jak autonomia (lub jej brak) wpłynęły na Pani samopoczucie, satysfakcję lub poziom stresu?

- Autonomia to fundament, na którym zbudowałam karierę swoich marzeń, choć niepozbawioną trudnych momentów - frustracji czy poczucia porażki. Niemniej od początku żyłam w przekonaniu (może nie do końca słusznym), że to ja podejmuję decyzje, w jakie inicjatywy mogę się zaangażować, a jakie lepiej odpuścić. Dzięki temu pracowałam w projektach naukowych i biznesowych, w których sens wierzyłam albo tych, które bardzo mnie interesowały od strony badawczej. Brak autonomii bardzo mnie frustrował w relacjach z niektórymi współpracownikami. Nauczyłam się z czasem, by stronić od tych zawodowych relacji, które nie są oparte na partnerstwie. Nie nadaję się do bezrefleksyjnego wypełniania poleceń z góry. Nie daje mi to żadnej satysfakcji, towarzyszy mi wtedy raczej poczucie krzywdy. Nie chodzi mi tu jednak zupełnie o kwestionowanie zasadności poleceń przełożonych, bo zazwyczaj funkcjonujemy przecież w zespołach, a każdy zespół musi mieć lidera. Ja po prostu wybierałam takich, którzy wydawali mi się przede wszystkim wspierający i stronili od micro managementu, tj. rysowali ogólny koncept, ale pozostawiali możliwie dużą swobodę działania.

- Czy może Pani opisać niedawną sytuację, w której czuła się Pani szczególnie kompetentna lub odniosła Pani sukces?

- Taka sytuacja miała ostatnio miejsce w moim życiu, ale tym osobistym, nie zawodowym. Poczułam, że odniosłam sukces jako rodzic, gdy moje dziecko obraziło się i trzasnęło drzwiami, a mnie udało się wyciągnąć je z poczucia beznadziei i wypracować ścieżkę postępowania, która została zaakceptowana przez obie strony, tj. dorosłych i dzieci. Z kolei na polu zawodowym za sukces uważam każdy z tych dni, kiedy udaje nam się zrozumieć ze sobą nawzajem. Może brzmi to dziwnie, ale wynika z faktu, że jesteśmy w Zakładzie Onkologii Translacyjnej i w Centrum Analiz Biostatystycznych i Bioinformatycznych zespołem na wskroś interdyscyplinarnym. Mamy w zespole biologów, matematyków, informatyków, a nawet socjolożkę. Współpracujemy z lekarzami i prawnikami. To oznacza, że czasami bardzo trudno nam się „dogadać”, bo de facto o tym samym mówimy różnymi językami… Taką „kropką nad i” każdego sukcesu jest każdy manuskrypt, który udaje nam się opublikować. Oznacza to, że nasza praca została uznana przez grono zewnętrznych recenzentów. Podobne odczucia towarzyszą mi, kiedy myślę o złożonej rozprawie habilitacyjnej, a także wtedy, gdy dostaję pozytywną decyzję dotyczącą przyznania grantu badawczego. To cieszy tym bardziej, że nie zdarza się wcale tak często! Składane dokumenty również muszą przejść przez walidację zewnętrzną.

- Jak definiuje Pani sukces w swoich przedsięwzięciach i jak osiągnięcie sukcesu wpływa na Pani motywację i dobre samopoczucie?

- Sukcesem jest dla mnie osiągnięcie wyznaczonego celu i poczucie satysfakcji z wykonanej pracy, przy czym nie chodzi tu tylko o mnie, ale też o samopoczucie całego zespołu. Kiedy mówimy o motywacji, nie możemy pominąć również elementu gratyfikacji finansowej. Ten ostatni aspekt jest rzadko poruszany przez kobiety, a moim zdaniem jest szalenie ważny, ponieważ determinuje naszą stabilność finansową - obecnie i w przyszłości.

- W jaki sposób uznanie lub potwierdzenie przez innych Pani umiejętności i osiągnięć przyczynia się do Pani motywacji i pewności siebie?

- Ma to dla mnie bardzo duże znaczenie, choć grono osób, na których opinii mi zależy, jest stosunkowo niewielkie: mój zespół, moi szefowie, mój mąż i bliska rodzina. Tak długo, jak od nich dostaję pozytywny feedback, mam motywację i pewność siebie, które są mi potrzebne do działania.

- Czy uważa Pani, że dążenie do zawodowej doskonałości przyczynia się do ogólnego dobrego samopoczucia?

- Niekoniecznie. W życiu ważny jest też umiar. Osobiście jestem zwolenniczką dążenia do doskonałości przy zadanych ograniczeniach, tj. stawania się możliwie najlepszą wersją siebie, ale nie kosztem wolnego czasu czy relacji z bliskimi.

- Czy może Pani opisać sytuację, w której poczuła Pani silną więź z innymi, czy to w pracy, szkole, czy w życiu osobistym? Jak się wtedy Pani czuła?

- Moim ulubionym przykładem są indywidualne rozmowy okresowe, które raz do roku odbywam z każdym z pracowników i każdą z pracowniczek Centrum Analiz. Niezwykle budujące jest patrzeć, jak te osoby rozwijają się z roku na rok. A jednocześnie nie przestaje mnie ciekawić to, że mamy jeden zestaw pytań, a rozmowa z każdym przebiega inaczej i jeszcze ewoluuje w czasie. W życiu osobistym bardzo lubię tak zwane soulful conversations, które odbywam z przyjaciółmi, dziećmi i mężem (kolejność przypadkowa).

- Jak ważne jest dla Pani wsparcie innych podczas wyzwań lub trudności?

- Bardzo ważne. Gdybym miała działać w odosobnieniu, straciłabym motywację. Nie tylko więc staram się współpracować z reprezentantami naszej uczelni. Działam także we współpracy z zagranicznymi jednostkami naukowymi (Cancer Center Amsterdam, UMC Utrecht, University of Bergen, University of Cambridge, University of Utah), przedstawicielami firmy Kainos, Inkubatorem Przedsiębiorczości STARTER oraz Centrum Wsparcia Psychologicznego UG. Wierzę też, że moje wsparcie innych pracowników jest ważne, by i oni mogli pokonywać wyzwania i trudności, o które przecież nietrudno w pracy.

- Czy może Pani podzielić się przykładem, w którym praca zespołowa pozytywnie wpłynęła na Pani motywację?

- Każdy projekt realizowany w zespole wpływa pozytywnie na moją motywację. Jeśli zadeklaruję się komuś, że coś wyślę, napiszę czy przeanalizuję, to czuję się zobowiązana dotrzymać słowa, choć przyznaję, że zdarza się, że niektóre sprawy umykają mi w natłoku obowiązków. Niemniej, co do zasady, bardzo się staram dostarczać wszystkim współpracownikom narzędzi i zasobów, których potrzebują do swojego działania.

- W jaki sposób radzi sobie Pani z wyzwaniami w swojej pracy zawodowej? Czy są jakieś cechy charakteru, które szczególnie mogą się przydać?

- Czasami mam poczucie, że nie radzę sobie wcale. Na szczęście ono mija. Zdarza mi się rozchorowywać ze stresu albo nie spać po nocach. Ale przez lata wypracowałam takie schematy zachowań, które pomagają mi sobie z tym nadmiernym stresem poradzić, choć nie zawsze się to udaje idealnie. Cechami charakteru, które bardzo mi się przydają w życiu zawodowym, są determinacja i niepoddawanie się z błahych powodów, dyscyplina, obowiązkowość, punktualność, życzliwość, otwartość i umiejętność planowania sobie pracy. Również w tym przypadku kolejność jest przypadkowa.

- Staż w Cambridge, granty z NCBR i NCN… Uważa się Pani na tym etapie za spełnioną naukowczynię?

- Na tym etapie tak. Rzeczywiście, minione lata były dla mnie bardzo szczęśliwe i sprzyjające. Mocno trzymam kciuki, by nie minęły, ale to już będzie zależało od finansowania, jakie uda się nam zdobyć w nadchodzących latach.

- Na swojej drodze, w placówkach w Polsce i Europie, zauważa Pani coraz więcej kobiet pracujących w podobnych do Pani dziedzinach?

- Jest ich coraz więcej, ale wciąż jest nas mniej niż 50%, zwłaszcza jeśli chodzi o stanowiska kierownicze. Mocno trzymam kciuki, by się to zmieniało, przy czym mam przekonanie, że nie stanie się to bez silniejszego wsparcia, jakiego udzielać będą sobie nawzajem same kobiety. W moim przypadku było bowiem zazwyczaj tak, że to mężczyźni zachęcali mnie do stawiania sobie bardzo ambitnych celów, czasami nawet trochę przekraczających moje możliwości. Ja ze swojej strony staram się głosować na kobiety wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. Dokładam też wysiłków, by redukować gender gap w zakresie wynagrodzeń, ponieważ z moich obserwacji wynika, że zarobki pań są często niższe dlatego, że nie domagają się one podwyżki. Staram się też możliwie często zachęcać, czy wręcz „wywoływać” kobiety do zabrania głosu. Niestety, często je to onieśmiela, co zauważyłam np. ostatnio, zapraszając kilka pań do dyskusji panelowej - poprosiły o zmianę formuły na warsztat, ponieważ „bycie na świeczniku” byłoby krępujące i zdecydowanie wolą „schować się” i być częścią większej grupy.  

- W obranej przez Panią ścieżce zaangażowanie i konsekwentne dążenie do celu na pewno się przydają. Jakie jeszcze cechy są mile widziane?

- Empatia, elastyczność, tolerancja, wsparcie, umiejętność gry zespołowej i działanie konstruktywne, nigdy nie destruktywne.

- Na czym się Pani koncentruje obecnie i jakie ma Pani plany na przyszłość?

- Rok 2024 dedykuję aplikowaniu o finansowanie zewnętrzne - to ono przede wszystkim będzie warunkowało, w jaki sposób i nad jakimi projektami będziemy pracować z moim zespołem. Mam ogromną nadzieję, że w naszych działaniach będzie dużo zagadnień z biologii molekularnej, onkologii pod postacią płynnych biopsji, innych dziedzin medycyny oraz obszaru zdrowia psychicznego, o które warto jest dbać na każdym etapie kariery. Przy czym jak się sprawy potoczą, finansowanie pokaże.

Julia Bereszczyńska/Zespół Prasowy