Dopóki będziesz o nich pamiętać, będą żyć. Nominacja do tytułu Człowiek Roku Dziennika Bałtyckiego dla prof. Macieja Barczewskiego z UG

Tytuł Człowieka Roku przyznaje Dziennik Bałtycki od 20 lat osobom, które w minionym roku swoją pracą, działaniem i zaangażowaniem przyczyniły się do rozsławienia Pomorza i są wzorem do naśladowania. W nominowanej do nagrody złotej dziesiątce znalazł się dr hab. Maciej Barczewski prof. UG z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

dr hab. Maciej Barczewski prof. UG

dr hab. Maciej Barczewski prof. UG.
Fot. B. Bańka / Agencja Gazeta

Kapituła Nagrody wyłoniła kandydatów do tytułu, którzy reprezentują różnie dziedziny życia i profesje. Wśród nich znalazło się w tym roku wielu medyków walczących z pandemią. Jak podkreślają organizatorzy, wszyscy nominowani zasługują na ten tytuł.

Tytuł Człowiekiem Roku 2020 Dziennika Bałtyckiego zostanie ogłoszony podczas uroczystej gali w poniedziałek 28 czerwca 2021 w Teatrze Atelier w Sopocie.

Wśród nominowanych znalazł się dr hab. Maciej Barczewski prof. UG z WPiA UG. Prawnik, ale także scenarzysta i reżyser filmowy. Jako filmowiec zadebiutował na ubiegłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni z filmem pt. Mistrz o losach Tadeusza Pietrzykowskiego w obozie Auschwitz. I właśnie tematyka obrazu i postać bohatera jego filmu znalazły uznanie konkursowego jury.  Dodajmy, że film widzowie będą mogli obejrzeć w kinach już we wrześniu.

 

 

 

O film i niezwykłą postać, którą prof. Maciej Barczewski przypomniał i przybliżył współczesnym pyta Ewa Karolina Cichocka.

 - Ponieważ konkursowe jury, doceniło Pana filmowy debiut i bohatera filmu jako wzór do naśladowania, chcielibyśmy zapytać skąd zainteresowanie tą postacią i dlaczego zdecydował się Pan zrobić o niej film?  

- Tadeusz Borowski, na podstawie którego prozy obozowej powstał m.in. pamiętny Krajobraz po bitwie Andrzeja Wajdy, w jednym ze swoich opowiadań napisał: Jeszcze tkwi tu pamięć o numerze 77, który niegdyś boksował Niemców, jak chciał. To jedno, rzucone jakby mimochodem zdanie, zaintrygowało mnie na tyle, że zacząłem badać losy więźniów pierwszego transportu do obozu Auschwitz, a w szczególności oznaczonego numerem 77 Tadeusza Pietrzykowskiego. Zafascynowało mnie, że dla współosadzonych był on symbolem nadziei na zwycięstwo nad nazistowskim terrorem. Zarazem okazało się, że jest on człowiekiem stosunkowo nieznanym, mimo że ze względu na miejsce i okoliczności w których musiał toczyć swoje pojedynki, jego walki nabrały niemal mitycznego charakteru.

 

- To niezwykła postawa i historia osnuta przecież na kanwie prawdziwych wydarzeń i dająca wiarę w człowieka i nadzieję.

 

- Pietrzykowski niczym biblijny Dawid walczył na obozowej arenie z Goliatem, tak jak każdy z nas na co dzień zmaga się z przeciwnościami losu. To, że toczył swoje walki w najtrudniejszych warunkach, w najgorszym czasie i miejscu świata i wbrew wszystkiemu nadal wygrywał, daje każdemu z nas nadzieję, że nie ma takiej przeszkody, nie ma takiej przeciwności, której ostatecznie nie da się pokonać. Nieco górnolotnie można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy wojownikami na ringu swojego życia. Zmagamy się z chorobami, strachem przed dniem jutrzejszym. Ekranowa postać Pietrzykowskiego przypomina natomiast, że choćby gasła wszelka nadzieja, to nawet w najgorszych okolicznościach nie należy jej tracić i przestać walczyć.

 

- Czy cieszy Pana, że właśnie ten bohater i Pana film, zostały zauważone i wyróżnione?

 

- Oczywiście. Tadeusz Pietrzykowski do niedawna był postacią niemal zapomnianą, znaną tylko w wąskim gronie historyków i fanów pięściarstwa. Odchodzą ostatni bezpośredni świadkowie tamtych wydarzeń. Dziś, kiedy młodemu pokoleniu widzów wydają się one suchymi hasłami z podręczników historii, warto przywoływać takich bohaterów i przypominać wartości za które ci ludzie walczyli i oddawali życie. Niezwykle istotne jest również podtrzymywanie pamięci o ofiarach obozów zagłady. Jedna z postaci w filmie mówi: dopóki będziesz o nich pamiętać, będą żyć. Mam nadzieję, że Mistrz się temu przysłuży.

 

- Dziękuję za rozmowę.

Ewa K.Cichocka / Zespół Prasowy UG