Na zdjęciu dr hab. Miłosława Borzyszkowska- Szewczyk/fot. Maciej Rusinek
Wywiad: Z dr hab. Miłosławą Borzyszkowską- Szewczyk rozmawia Alina Kietrys
Dlaczego postanowiła Pani Profesor włączyć się w wykłady na Gdańskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku?
Mam kilka ciekawych (co najmniej dla mnie) zajęć na swoim wydziale filologicznym oraz historycznym - to prawda. Spotkania z seniorami traktuję jako kolejne doświadczenie dydaktyczne, zarówno w sposobie przekazywania wiedzy jak i w wymianie doświadczeń. Moje wykłady z założenia mają charakter konwersatoryjny, czyli dają prowadzącemu nie tylko możliwość wejścia w dialog ze słuchaczem, ale i zweryfikowania własnych refleksji z doświadczeniami słuchaczy, którzy są na sali czy też uczestniczą w zajęciach online. Uważam przy tym, że wielopokoleniowość to przyszłość naszego uniwersytetu. Powinniśmy dążyć do tego, żeby zlikwidować Uniwersytet Trzeciego Wieku w zamkniętej formule uzależnionej od wieku i zróżnicować/uelastycznić ofertę kształcenia uczelni, aby grupy studenckie mogły być wiekowo mieszane. Zwłaszcza, że naszych dzisiejszych studentów na studiach stacjonarnych albo niestacjonarnych musimy przygotowywać do pracy w zespołach w różnym wieku. I jest to nie tylko przydatna, ale i oczekiwana umiejętność na aktualnym rynku pracy.
Pasją Pani Profesor jest problematyka związana z pograniczem kulturowym. Interesuje Panią Pomorze we wszystkich odcieniach i barwach, i oczywiście Kaszuby – ze względu na rodzinną tradycję.
Pomorze jest dla mnie najbliższym laboratorium modi co-vivendi, czyli form i taktyk współistnienia różnych grup kulturowych i społecznych w rozumieniu Zygmunta Baumana. Tutaj zakorzeniona jestem od wielu pokoleń historią i pamięcią rodzinną, co stanowi dodatkową przestrzeń dla interpretacji tekstów literackich. Mogę więc odnosić literackie obrazy pogranicza także do doświadczenia zapisanego w pamięci rodzinnej. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest analizowanie, jak funkcjonują społeczności pogranicza, jakie mechanizmy tworzą te wielokulturowe regiony, i jakie mechanizmy nimi rządzą. A także… jak oddaje je literatura. W ten sposób rozszyfrowuję i własny kod kulturowy. A i stale na nowo podejmuję próbę pojęcia złożoności otaczającego świata, który postrzegam jako mozaikę pograniczy, łączących różne świata kulturowe i społeczne, których obszarem przecięcia/styku jest także jednostka – każdy z nas.
Starsi studenci, którzy przyszli na moje pierwsze wykłady byli po prostu przygotowani doświadczeniem do rozmowy na takie tematy. To bardzo miłe dla prowadzącego zajęcia. Doceniam tę aktywność w pełni i jestem wdzięczna za nią słuchaczom GUTW. Muszę przyznać, że na początku bardzo przeraziła mnie ta wielka aula na Wydziale Prawa i Administracji, w której miałam wykład, a przede wszystkim przestrzenny dystans między wykładającym a słuchaczami, który ona generuje. Nie zdążyłam jej jeszcze oswoić. Po pierwszym wykładzie zaczęły się spotkania online, bo koronawirus wszystkich nas zmusił do innego trybu kontaktów, z całą paletą nowych trudności i możliwości, z którymi będziemy konfrontować się, oby tylko w nadchodzącym semestrze.
Ale odnoszę wrażenie, że obrazy specyfiki kulturowej Pomorza jako pogranicza i ta moja problematyka okazała się wielu słuchaczom bliska, dla nich także ważna. Choć od początku podkreślałam, że każdy na to nasze spotkanie przychodzi z innym doświadczeniem, z tym odmiennym punktem widzenia, którego uświadomienie sobie jest tak istotne w badaniach literaturoznawstwa międzykulturowego. Stąd ciekawe były refleksje i uwagi po naszych pierwszych spotkaniach, np. pytano czy będę mówiła o polskiej literaturze pomorskiej lub odnoszono się od razu do własnych historii rodzinnych. Widać, że ten temat może interesować słuchaczy i może być potrzebny.
A Pani spotkania dotyczyły szczególnie…
Moje wykłady dotyczyły przede wszystkim przeciw-pamięci (w rozumieniu Michel Foucault), opowieści tych wszystkich grup, które w dialogach czy też w monologach narodowych są często pomijane lub marginalizowane, czyli Żydów, Kaszubów, ale też kobiet. Wychodząc od makronarracji narodowych o Pomorzu – polskich i niemieckich − interesują mnie przede wszystkim opowieści je uzupełniające, różnicujące, a często i weryfikujące. Te, które dla których rzadko znajduje się miejsce w legitymizowanej polityce pamięci.
Sięgam często po teksty autobiograficzne o zróżnicowanym nasączeniu literackością, które powstają w różnych językach Pomorza – polskim, niemieckim, kaszubskim, ale i angielskim, jak na przykład autorów żydowskiego pochodzenia pochodzących z Pomorza, których zdążyli wyemigrować przed II Wojną Światową lub przeżyli Holocaust (np. Franka Meislera czy Lesliego Barucha Brenta). Nie tylko więc dotykam tekstów kanonu literackiego, ale i tych, których autorzy zostawiają po sobie świadectwo na styku literatury i dokumentu, historii i pamięci. Interesujące są dla mnie przede wszystkim relacje o charakterze postfaktograficznym, w których refleksja dominuje nad próbą rekonstrukcji przeszłości. Te, które pokazują doświadczanie pogranicza przez pryzmat postrzegania myślącej krytycznie jednostki, z jej specyficznego punktu widzenia, warunkowanego zarówno przestrzenią doświadczenia - pochodzeniem, przynależnością, jak i horyzontem oczekiwań.
Spotkania ze słuchaczami UTW odnosiły się także do alternatywnych wizji przeszłości obecnych w literaturze Güntera Grassa. To pisarz z Wrzeszcza, urodzony w kaszubsko-niemieckiej rodzinie w Wolnym Mieście Gdańsku, jako pierwszy pisarz po kataklizmie II Wojny Światowej nie tylko scalił polską i niemiecką opowieść o przeszłości Gdańska, ale zintegrował także doświadczenia mniejszości kulturowych, współtworzących społeczność tego miasta. W ten sposób położył fundament międzykulturowego dialogu, rezonujący nie tylko w naszym regionie. Zaproponował postnarodową opowieść o mieście i regionie pogranicza, na styku kultur, którego dzień codzienny i bieg historii wyznaczały nie tylko konflikt i rywalizacja, ale i koegzystencja oraz współpraca z Innym czy też swojskim Obcym. Bo Grass przełamywał opozycję swojski-obcy, pokazując przestrzenie hybrydyzacji/ wymieszania, w której to konwencji skonstruował obraz Kaszubów. W jego opowieściach podziały narodowe i religijne w czasach nacechowanych antagonizmem narodowo-religijnym przechodzą przez sam środek rodzinnych stołów. Przy czym zuniwersalizował opowieść opartą o doświadczenie własne pamięć własnej rodziny, wprowadzając Gdańsk i kaszubsko-pomorski świat do literatury światowej. Nie pozbawiając przy tym swoich światów literackich ładunku kulturowej prowokacji. (Przy okazji zapraszam na cykl jesiennych wędrówek z Günterem Grassem, które organizujemy w ramach festiwalu Grassomania 12 jako Stowarzyszenie Güntera Grassa w Gdańsku i Pracownia Badań nad Narracjami Pamięci Pogranicza na UG.)
Wracając do głównego tematu. Oczywiście należy odczytywać teksty Grassa także jako wypadkową obciążeń chłopca z Hitlerjugend i niepełnoletniego żołnierza Waffen-SS. Noblista, doktor honoris causa UG, rozprawia się krytycznie z systemem, w który został wprzęgnięty jako dorastający chłopiec, w sposób całkowicie pozbawiony sentymentów i z „lodowatą ironią”. Jego słowo służyć miało urzeczywistnianiu wizji świata, który będzie zaopatrzony w mechanizmy obronne przed zaczadzeniem ideologią, zwłaszcza faszyzmem. Stąd też jego powieści są tak aktualne współcześnie, a ich lektura obnaża rzeczywistość, która jest naszym udziałem. Proponuje wiele odpowiedzi na nurtujące nas obecnie pytania o istotę i kierunek procesów społecznych. I niezmiennie moim zdaniem zaprasza do wymiany opowieści rodzinnych i do uzmysławiania sobie, jak wiele – pozornie wykluczających się − różnych światów zintegrowały nasze własne historie rodzinne.
Według francuskiego myśliciela Paula Ricoeura taka wymiana wspomnień w kontekście splątanej historii i doświadczeń Europy to jeden z modeli warunkujących wytworzenie etosu nowej Europy w drodze do zgodnego współistnienia społeczności różnorodnych kulturowo. A nawet jeśli ta droga wyboista, to podążanie właśnie w tym kierunku – w moim rozumieniu - to jeden z obszarów społecznej misji uczelni, zwłaszcza w czasach niespokojnych.
Mam oczywiście taką nadzieję, że okazało się, że tego typu tematy stały się frapującą kanwą naszych spotkań.
Dziękuję za rozmowę.