„Uciekaj - chowaj się - walcz”. O bezpieczeństwie z dr. Piotrem Robakowskim

Dr Piotr Robakowski po latach pracy w służbach specjalnych postanowił wykorzystać swoje doświadczenie w nauce. Obecnie w Instytucie Politologii Uniwersytetu Gdańskiego zajmuje się kwestią szeroko pojętego bezpieczeństwa, m.in. w placówkach medycznych. Z naszym specjalistą rozmawiamy o przyczynach ostatniego ataku na terenie Uniwersytetu Karola w Pradze oraz przeciwdziałaniu takim zdarzeniom.

PR

dr Piotr Robakowski

Marcel Jakubowski: - Placówki edukacyjne są coraz częstym miejscem ataków takich jak ten, który miał miejsce na Uniwersytecie Karola w Pradze. Czy dlatego, że są łatwym celem dla napastników?

Dr Piotr Robakowski: - Na pewno tak. Tutaj nie do końca można przewidzieć, czy to będą uczelnie, czy - jak na Słowacji - szpital. Zamachowcowi często chodzi o spektakularny efekt, o którym będzie się mówiło. Na uczelniach mamy skupiska ludzi, do których każdy może dołączyć. Chociaż działa tam ochrona, to i tak każdy może tam spokojnie wejść i m.in. dokonać tam zamachu. Mimo tego, że takie zdarzenia mają miejsce, to my i tak nie zamkniemy uczelni, bo mijałoby się to z celem. Zatem ryzyko zawsze istnieje. Nie powiedziałbym jednak, że jednostki publiczne czy uczelnie są obiektami interesującymi zamachowców, po prostu ze względu na ich organizację łatwiej jest przeprowadzić atak w takim miejscu.

- Czy możemy tutaj mówić o zamachach terrorystycznych?

- Nie łączyłbym tych zamachów bezpośrednio z terroryzmem, tylko z pewną ideą. Coraz częściej pewne osoby identyfikują się z danym nurtem politycznym i chcą to w jakiś sposób zamanifestować. Ja jestem orędownikiem tego, żeby nie zamykać uczelni i obszarów, gdzie możemy spodziewać się zagrożeń, tylko konsekwentnie edukować społeczeństwo. Często mamy do czynienia z osobami, którym coś się w głowie przewróciło i decydują się na atak. Jeśli jest to terrorysta, który został wcześniej przeszkolony i przyjechał do Europy w celu przeprowadzenia zamachu, to istnieje duża szansa, że zostanie gdzieś wyłapany i nie osiągnie celu. Natomiast jeśli jest to osoba, która pod wpływem jakieś idei ekstremistycznej chce taką akcję przeprowadzić, to zapewne ją przeprowadzi. To, co my możemy zrobić, to zminimalizować skutki takiego ataku.

- Czyli wszystko zależy od edukacji społeczeństwa? Powinniśmy wiedzieć, jak się zachować?

- Tak. Pamiętajmy, że funkcjonujemy w środowisku, które znamy. Jesteśmy w stanie rozpoznać, czy ktoś jest tutaj nowy i czy zachowuje się, jakby przyszedł odwiedzić znajomego, czy może w innym celu. Na pewno nie powinniśmy być obojętni na takie postępowanie. Jeśli ktoś wchodzi gdzieś, gdzie nie może przebywać, albo dziwnie się zachowuje, to powinniśmy to zgłosić. Wielokrotnie nie dochodzi do aktów przemocy dzięki temu, że ktoś zareaguje. Można się spytać np. „Dzień dobry, czy panu pomóc? Co pan tu robi?”. Jako stałym bywalcom danego miejsca łatwiej jest nam ocenić stan naturalny. W przypadku odstępstwa od pewnej przyjętej normy możemy jakoś zadziałać.

 - Naukowo i zawodowo zajmuje się Pan szeroko pojętym bezpieczeństwem. Wspomniał Pan o zamachu w szpitalu na Słowacji. Czy on też wynikał z pobudek politycznych?

- Podczas tamtej sytuacji ojciec dziecka, które trafiło do szpitala i zmarło, zaatakował placówkę i kadrę medyczną. Incydent nie był do końca powiązany z terroryzmem, ale metody, których użył napastnik, były stricte terrorystyczne. W społeczeństwie dochodzi do pewnej dehumanizacji. Niektórzy chcą na tyle nagłośnić swój problem, że decydują się na takie zachowania.

- Co wtedy zrobić? Uciekać? Próbować się zorganizować?

- Na pewno powinniśmy trafnie ocenić sytuację. Kiedyś istniało takie przekonanie, że nic nie robimy i czekamy, aż przyjadą służby. Jednak zazwyczaj tych służb na miejscu nie ma. Obecnie mówi się o trzech krokach: Uciekaj - chowaj się - walcz. W pierwszej w kolejności staramy się uciec z miejsca zagrożenia i ostrzec innych. Widzisz, że ktoś ma nóż, to krzyczysz, że ktoś ma nóż. Taki jasny okrzyk „Uwaga ,on ma nóż!”, albo nawet „Pożar!” poskutkuje tym, że inne osoby uciekną z miejsca zagrożenia. Kiedyś analizowałem atak w Tunezji, gdzie napastnik chodził po plaży i specjalnie strzelał wyłącznie do turystów. Część osób nie była świadoma tego, że coś się dzieje, inni stali sparaliżowani, a była też grupa, która kręciła filmiki telefonami. Czasami jednak nie mamy możliwości ucieczki i wtedy należy się schować. Ważne jest wtedy, żeby ta kryjówka nie stała się miejscem bez wyjścia. Trzeci element to oczywiście walcz. Tutaj mówimy o sytuacji, gdy nie możemy ani uciec, ani się schować. Jesteśmy z napastnikiem sam na sam i musimy się bronić w każdy dostępny sposób. Czy to będzie krzesło, czy coś innego - ważne jest odeprzeć ten atak i uciekać. W takich sytuacjach warto wspomnieć o obronie koniecznej, do której każdy ma prawo w celu odparcia bezprawnego zamachu na swoje życie czy zdrowie.  

- Polecałby Pan jakieś sztuki walki, które mogłyby się przydać w takich sytuacjach?

- Nawet jeśli ktoś latami ćwiczy, aby obronić się przed napastnikiem, to i tak tego typu konfrontacja stanowi dla niego zagrożenie. Jednocześnie znajomość sztuk walki może często stworzyć złudne przeświadczenie, że będziemy w stanie sobie poradzić. Konfrontację powinniśmy traktować jako ostateczność. Prowadziłem kiedyś warsztaty, gdzie pytano mnie o obronę przed nożownikiem. Mieliśmy parę lat temu zamach na Prezydenta Gdańska i uczestnicy chcieli wiedzieć, czy można było się przed tym obronić. Nie ma chyba nic groźniejszego niż napastnik z nożem, nawet napastnik z bronią palną jest mniej skuteczny.  Amerykańscy marines przygotowali kiedyś klip, co zrobić w starciu z nożownikiem - należy po prostu uciekać. Możemy bowiem obronić się przed pojedynczym ciosem, ale każdy kolejny może być śmiertelny - pamiętajmy o tym, że napastnik może być dobrze przygotowany i zdeterminowany.

- Czyli nawet żołnierze marines uciekają?

- Tak, istnieje szereg policyjnych filmów, gdzie po jednej stronie stoi atakujący z nożem, a po drugiej policjant. Mimo że stróż prawa wyciąga pistolet i powstrzymuje napastnika, to i tak zostaje śmiertelnie raniony. Często takie osoby są pobudzone, pod wpływem środków odurzających. W tego typu sytuacjach niezależnie od siły i umiejętności trudno jest przeciwstawić się takiemu atakowi. Powinniśmy stawiać na prewencję, alarmowanie i ostrzeganie innych oraz ucieczkę. Jeżeli ja ucieknę i zadzwonię na 112, to zrobię więcej, niż jakbym miał rzucić się na atakującego i się z nim szarpać. Zdarza się, że gdzieś grupka ludzi próbuje powstrzymać atak, a służby nawet o tym nie wiedzą.

- Jest Pan współautorem publikacji nt. tego, czy europejski kryzys migracyjny wpłynie na ocenę stopnia zagrożenia terrorystycznego w Europie. Jakie były wnioski tej pracy?

- Głównym wnioskiem było to, że mamy pewne różnice kulturowe, które sprawiają, że inaczej reagujemy na problemy społeczne. Niektórzy w zderzeniu z nierównością podejmą się heroicznego aktu okrzyków i wygłaszania swoich racji. W innych kręgach kulturowych często przejawia się to w bardziej radykalny sposób. Po prostu są przyjęte inne normy społeczne. To nie oznacza, że problem leży wyłącznie po stronie imigrantów, którzy nie potrafią dostosować się do nowych realiów czy przeżywają jakieś traumy np. związane z ucieczką z rejonów ogarniętych wojną. My też powinniśmy być świadomi tych problemów i wynikających z nich zagrożeń. Na przykład podatność takich osób na wpływ idei ekstremistycznych czy popadanie w konflikt z prawem. 

- Czyli wszystko polega na odpowiednim przyjęciu migrantów?

- Tak - i na przystosowaniu środowiska, nie możemy przecież mierzyć wszystkich swoją miarą. Musimy być wrażliwi na problemy tych osób, ale również stawiać pewne granice i edukować.

- Dziękuję za rozmowę. 

 

Marcel Jakubowski/ Zespół Prasowy UG