Dr Barbara Kijewska - Współzałożycielka Stowarzyszenia ProEduLab, politolożka, feministka, wykładowczyni akademicka, ekspertka Polskiego Klubu Ekologicznego, Trójmiejska Pełnomocniczka Stowarzyszenia Kongres Kobiet. Autorka i współautorka publikacji naukowych z zakresu aktywizmu politycznego, polityki równościowej i społecznego rozumienia technologii, wykonawczyni w projektach badawczych i dydaktyczno-badawczych.
Dlaczego wybrała Pani Uniwersytet Gdański?
Jestem pokoleniem, które w dorosłość wchodziło w czasie transformacji ustrojowej. Na moich oczach otwarły się media, upadał komunizm. W pełnoletność weszłam jako Obywatelka, która mogła głosować. Mam też mocno w pamięci stan wojenny i korowód czołgów, wozów bojowych jadących do Gdańska przez miejscowość, w której mieszkałam. W moim rodzinnym domu często były rozmowy o Gdańsku, który symbolicznie znaczył „Stocznię”, „Solidarność”, „Wałęsę”, „Viktorię”. Tym samym Gdańsk był miastem z którym chciałam związać swoje dorosłe życie. Kierunkiem który spełniał moje zainteresowania naturalnie była politologia na UG.
Jak rozpoczęła się Pani droga do zastania pełnomocniczką Kongresu Kobiet w regionie pomorskim? Czy zainteresowanie sprawami kobiet rozpoczęło się na studiach?
Nie zupełnie, tematem, który mnie fascynował była przestrzeń obywatelska, jaka w latach 90. na nowo rozkwitała. Temat kobiet zaczął się od mojego zainteresowania książką „Płeć mózgu” napisaną przez dwójkę dziennikarzy. Tym samym zaczął się nie od literatury naukowej, a raczej od popularyzacji doniesień naukowych. Na studiach płeć była dla mnie kategorią społeczną. Pamiętajmy, że studia nad płcią kulturową – tzw. Gender Studies mają początki w badaniach literaturowych. Pewnie gdybym studiowała na filologii poznałabym wyjątkowe wykładowczynie jak np. prof. Ewa Graczyk, które miały seminarium z prof. Marią Janion, tak się jednak nie stało.
Droga do SKK zaczęła się od badań nad aktywnością publiczną kobiet co skutkowało poznaniem pań działających na rzecz kobiet i dopiero to doświadczenie pogłębiło moje spojrzenie na kwestie nierówności, obudzenie z akademickiego instytucjonalnego podejścia równościowego. W województwie pomorskim są dwie pełnomocniczki, ja i mec. Danuta Wawrowska, Radna Sejmiku Pomorskiego, adwokatka kobiet, które doświadczają przemocy i wykluczenia. Chcę również podkreślić, że moja kandydatura została wyłoniona przez Trójmiejską Akcję Kobiecą, skupiającą organizacje działające na rzecz kobiet i obywatelskości. Organizacja ta szerzej znana jest jako ta, od lat odpowiedzialna za Trójmiejskie Manify. To dzięki nim słyszane są postulaty feministyczne. TAK to kuźnia energii i potencjału intelektualnego. Warto podkreślić, że jest tam również sporo feministów.
Uniwersytet Gdański ma za sobą 50 lat istnienia. W ciągu tych 50 lat przewinęło się przez jego mury wielu wybitnych naukowców, ale również wiele badaczek. Która z nich okazała się dla Pani największą inspiracją i dlaczego?
W moim politologicznym środowisku kobiet jest mało, ok 20%, i nie mówię tylko o UG. Stąd, siłą rzeczy, gdy przywołuję osoby, które wywarły na mnie wpływ to badacze, a nie badaczki. Najpierw przychodzi mi na myśl prof. Andrzej Chodubski – zawsze serdeczny wobec młodszych akademików i pomocny oraz prof. Waldemar Tłokiński - mój pierwszy przełożony, od którego uczyłam się kultury pracy ze studentami.
Muszę powiedzieć, że uniwersytet to wyjątkowe miejsce pracy pozwalające na spotkanie bardzo ciekawych ludzi, jednakże permanentny brak czasu nie pozostawia wiele miejsca na inspirujące spotkania nad czym ubolewam. Niweluje to nieco praca w interdyscyplinarnych projektach badawczych. Dzięki nim poznałam wyjątkowe badaczki z odległych dyscyplin, jak prof. Zofia Łojkowska (biotechnolog), prof. Ewa Siedlecka (chemik), czy prof. Sylwia Mrozowska (politolog).
Pani zainteresowania badawcze związane są między innymi z aktywnością polityczną a w szczególności z problematyką udziału kobiet w procesach decyzyjnych. Czy na Uniwersytecie Gdańskim spotkała się Pani kiedykolwiek z sytuacją opisywaną jako Efekt Matyldy?
Zacznę od przywołania wystąpienia prof. Ewy Graczyk na Kongresie Kobiet w Ustce w 2017r., w którym zawarła istotę trudności udziału kobiet w przestrzeni publicznej. Taką trudność stanowi też praca. To przestrzeń zbudowana od wieków przez mężczyzn. Z ich zasadami. Każde wejście kobiety na tę symboliczną męska agorę wiąże się z przyjęciem tych zasad. I tu - być może Panią zaskoczę - kobiety, gdy przejmują zasady męskiej rywalizacji, rywalizują również z kobietami. Nawet w sytuacji kiedy stanowią mniejszość nie tworzą strategicznych przymierzy z kobietami, a zawierają sojusze z mężczyznami. Ja osobiście uzyskałam wiele wsparcia od mężczyzn bowiem w moim środowisku pracy jest ich po prostu dużo więcej.
W swojej pracy „Polityka równościowa: przestrzeń instytucjonalna.” Ilustruje Pani – wychodząc od aktów prawnych określających politykę równości płci jako normę demokratyczną – trzy najważniejsze obszary, w których kobiety są dyskryminowane, stanowią je: procesy decyzyjne, przemoc domowa i środowisko. Dlaczego właśnie te obszary są najmocniej jątrzącą się raną w historii kobiet?
Decyzje polityczne, przemoc i środowisko to czynniki, które decydują o warunkach, a nawet możliwości życia. Kobiety nie będą korzystać z praw jakie daje demokracja, jeśli nie będą bezpieczne w domu. Gdyby rządy brały na poważnie problem przemocy w domu, od której rocznie ginie kilka razy więcej kobiet niż w wyniku ataków terrorystycznych, na które odpowiada się militarnie, problem przemocy byłby pewnie rozwiązany. Z feministycznej perspektywy natura - tak jak kobiety - poddawana jest presji. W tym znaczeniu walka z ekologiczną degradacją jest powiązana z walką z patriarchatem.
Traktuje Pani równość płci jako warunek konieczny do funkcjonowania demokratycznego Państwa prawa, popierając stanowisko ONZ, która w Agendzie Zrównoważonego Rozwoju 2030r. uznaje równe traktowanie kobiet i mężczyzn jako podstawę rozwoju społeczno-gospodarczego. Jak to wygląda w świecie nauki, na uczelniach? Czy dużo jest do naprawienia? Czy coś się zmienia?
Niewątpliwie żyjemy - a dokładnie globalna północ żyje - w czasach, w których na naszych oczach dokonuje się zmiana. Kobiety w pełni korzystają z prawa do nauki. Na większości kierunków jest więcej kobiet niż mężczyzn. Wyjątek stanowią jeszcze tzw. STEMy (Science, Technology, Engineering, Mathematics). Ogólnie wśród doktorów kobiety przeważają, a wśród habilitantów obserwujemy duży wzrost udziału kobiet w porównaniu do ostatniej dekady. Można powiedzieć, że szczególnie w Europie środkowo-wschodniej i Azji uczelnie się feminizują.
W Polsce kobiety z równym sukcesem co mężczyźni aplikują po środki do instytucji finansujących badania. Wraz ze wzrostem udziału kobiet instytucje zmieniają się. W przypadku samego UG mamy już przedszkole dla dzieci studentów i pracowników. Na moim wydziale podnoszona jest potrzeba pokoju do karmienia i pielęgnacji niemowlaków. Jednak jak śledzi się kariery naukowe par akademickich to szybciej awans habilitacyjny ma mężczyzna, co jest zrozumiałe. Pary podejmują decyzje wychowawcze. W tym kontekście skrócenie o 5 lat wieku emerytalnego dla kobiet jest jawną dyskryminacją. Pamiętajmy, że gdy jeden z partnerów jest pracownikiem naukowym to kobiety znacznie częściej oddalają decyzję o macierzyństwie niż mężczyźni, którzy są pracownikami naukowymi. Warto również wspomnieć, że im wyższa pozycja uczelni (chodzi o tzw. prestiżowe uczelnie z pierwszej setki na świecie), tym mniej kobiet naukowców w nich. Natomiast administracja to wszędzie sfera kobiet.
Najbliższym wyzwaniem będzie doprowadzenie do zrównania wynagrodzenia kobiet i mężczyzn. Równa płaca za tę samą pracę po stu latach od wprowadzenia tego postulatu przez Międzynarodową Organizację Pracy (1919r.) staje się politycznie ważnym działaniem obecnym w programach politycznych partii – w Polsce PiS, KO i Lewica. Obecnie Niemcy, Islandia, Norwegia przyjęły rozwiązania ustawowe – np. Niemcy wymagają od firm zatrudniających ponad 250 osób wprowadzenia monitoringu równości płac, Islandzki rząd przyjął, że do 2021 roku wyeliminuje pay gap niezależnie od wielkości czy właściciela. Na UG, pewnie nie dotyczy to wszystkich wydziałów, ale dalej występują różnice płacowe. Na pewno jest potrzeba zdiagnozowania skali nierówności płacowych i wprowadzenia działań naprawczych.
Na ile aktywizm i uczestnictwo w ruchu społecznym doprowadziły do przeobrażeń porządku płci w systemach i strukturach naukowych w Polsce?
Historycznie, ruch feministyczny (sufrażystek, emancypantek) wychodząc na ulice z hasłami o przyznanie równych praw obywatelskich był kluczowy, wykrzyczał problem, zwrócił uwagę opinii publicznej. Dobrze zilustruje to analogia do dzisiejszych marszów równości, których istotą nie jest tolerancja ale szacunek dla par jednopłciowych w przestrzeni publicznej. Istotą są równe prawa w przestrzeni publicznej, bo sprawa prywatna to nasza sprawa.
Nasze babki wchodząc do akademii wywalczyły równe prawa do nauki, a zarazem akceptacji do Ich obecności w obszarze zarezerwowanym tylko dla mężczyzn. W znakomitej większości poniosły osobiste koszty braku rodziny i braku zrozumienia. W tych czasach rzadko kto akceptował poświęcenie dla nauki a nie dla rodziny. Dzisiaj kobiety na uczelni stanowią większość.
Jednak do dzisiaj problemem demokracji jest między innymi utrzymujący się brak równowagi płci w polityce i w życiu publicznym. Mary Beard w swoimi manifeście „Kobiety i władza” twierdzi, że nie da się łatwo wpasować kobiet w strukturę zaprogramowaną jako męska – jej zdaniem trzeba tą strukturę zmienić. Uważa, że to źle iż podstawowy model kulturowy i mentalny silnej osoby, który utarł się w ludzkiej świadomości wciąż pozostaje męski. Jak to zmienić?
Z drugiej strony wzorzec bycia delikatnym, słabym i wrażliwym w przypadku mężczyzny jest traktowany jako ułomność. Mówi się, ze kobieta mająca cechy mężczyzny to osoba silna, zdecydowana i twarda. U mężczyzny, dopełnienie go kobiecymi cechami charakteru, zabiera mu płeć. Chcę podkreślić, że to działa w obie strony i dla obu jest deprecjonujące.
Zmiana modelu kulturowego i społecznego następuje wraz ze wzrostem udziału kobiet we władzy. Myślę, że największe zmiany nastąpią wtedy, kiedy będzie się nam wszystkim to opłacać. Dzisiaj kobiety w większości wybierają kierunki studiów, które związane są z relacjami bezpośrednimi i opiekuńczymi – medycyna, psychologia, pedagogika itp. W coraz bardziej osamotnionych, zindywidualizowanych, ponowoczesnych a w przyszłości zdehumanizowanych (w związku z rozwojem sztucznej inteligencji) społeczeństwach to relacje interpersonalne staną się wartością. Również w rynkowym znaczeniu.
We wspomnianej zmianie pomóc mają nurty, które w ciągu ostatnich lat zrobiły sporo zamieszania w świecie marketingu, promocji, reklamy, public relations, sprzedaży itp. Czy trendy typu: gender marketing, femvertising, female economy, herstoria mają przyszłość w dzisiejszych czasach i dlaczego?
Oddzieliłabym od tych rynkowych pojęć herstorię. Naturalnym jest, że biznes widzi w kobietach nabywczynie. Odkąd kobiety mają możliwości kredytowe i wirtualne konta bankowe stały się targetem, który trzeba przekonać, czego potrzebuje do bycia wyjątkowym. Herstoria tymczasem to badania, które mają na celu przywrócenie do dorobku ludzkości zapomnianych, niemych, nieuznanych wyjątkowych kobiet. Cieszy mnie, że herstoria podejmowana jest też w popkulturze, w produkcjach filmowych. To ma ogromny potencjał popularyzujący.
Czy to mogą być pojęcia, które na stałe trafią do uniwersyteckiego kanonu nauki bez włączania ich do ogólnych dziedzin typu: marketing czy historia itd.?
Widzę takie ryzyko: w pędzie do coraz węższych specjalizacji, wyobrażam sobie Instytut lub Laboratorium Femvertisingu, a do tego wysoko punktowane czasopismo z dużym IF, aż tu nagle COVID-19 i siła nabywcza się skurczy. Kryzys, przewartościowanie…, ale i kryzys można opakować, zrobić tutorial i webinar jak kupować, żeby nie kupować i tylko dla kobiet … (śmiech)
W przygotowywanym przez Panią raporcie "Kobiety na pomorskim rynku pracy - wybrane aspekty" na zlecenie Wydziału Rozwoju Społecznego Urzędu Miasta Gdańsk dowodzi Pani, że w zarządach spółek z Pomorza kobiety to zaledwie 10,3 proc. W zarządach pomorskich organizacji skupiających pracodawców mają niewiele większą reprezentację - tylko 12 proc. Jednocześnie okazuje się, że same kobiety często nie są zwolenniczkami parytetów w zatrudnieniu. Parytetom w biznesie sprzeciwia się 92 proc. mężczyzn i 53 proc. kobiet. Czy ich opór Pani zdaniem wynika z niewiedzy czy z głęboko zakorzenionych w podświadomości stereotypów i przyzwyczajeń?
Każdy mechanizm awansu kobiet (kwoty, parytety) do gremiów decyzyjnych jest narzędziem, które bez uwzględniania sytuacji wyjściowej budzi opór. Uważam, że dużym sukcesem było wprowadzenie rozwiązań kwotowych do polityki a teraz do biznesu. Z równie dużym pożytkiem mogłoby być wprowadzenie takich rozwiązań kwotowych w edukacji. Tyle, że w tym ostatnim przypadku nikły udział mężczyzn jest spowodowany małą atrakcyjnością zawodu nauczyciela (!). Paradoks polega na tym, że obszary wysoko waloryzowane to obszary w których jest mało kobiet. W dyskusjach znaczenie edukacji jest podnoszone do najwyższej rangi, jednak w praktyce prestiż zawodu nauczyciela traci. Podobnie mają się zawody, których istotą jest opieka, pomocniczość - są pełne kobiet pracujących misyjnie. Teraz w pandemii szczególnie widzimy znaczenie społeczne i wartość pracy opiekuńczej, jednak bardzo nisko lub w ogóle nie płatnej. Jednym zdaniem: tam gdzie są pieniądze, tam jest mało kobiet. I nie chodzi tylko o to, by kobiety się wzbogaciły ale o to, by wzbogacić zarządy o różnice doświadczeń. Spółki, których zarządy są zróżnicowane ze względu na płeć osiągają lepsze wyniki finansowe. Kobiety w wielu przypadkach mają odpowiednie kwalifikacje zawodowe, ich brak w zarządach czy polityce to nieumiejętność liderów czy konsultantów w pozyskiwaniu osób o odpowiedniej wiedzy. Myślę, że niski udział kobiet w organach decyzyjnych spowodowany jest niechęcią i obawą przed zamianą. Decyzje o składzie zapadają czasem w wąskich gremiach, wręcz męskich koteriach suto zakrapianych alkoholem, w których kobiety pełnią rolę obsługi, chyba, że są córką, żoną lub kochanką.
Jaki jest Pani stosunek do feminatyw? Dr hab. Natasza Kosakowska-Berezecka z Zakładu Psychologii Międzykulturowej i Rodzaju na Uniwersytecie Gdańskim uważa, że dzięki stosowaniu języka uwzględniającego zarówno końcówki męskie i żeńskie - zmienia się nasze postrzeganie świata i zyskujemy większą otwartość na istnienie kobiet na wyższych stanowiskach. Czy Pani podziela to stanowisko? Tu również wiele kobiet jest przeciwnych tym zmianom.
Zdecydowanie jestem za używaniem feminatyw, szczególnie przez kobiety, które osiągnęły sukces. W języku polskim mamy wiele negatywnych konotacji dotyczących rodzaju żeńskiego. To właśnie w języku najmocniej przejawia się siła patriarchatu. To co poważne jest rodzaju męskiego… Wiem jednak, że używanie feminatyw w „poważnych” gremiach rodzi śmieszność. No właśnie… ośmieszamy się używając formy obecnej w języku polskim (!).
Z zadowoleniem zobaczyłam plakaty w liceum mojej córki wykonane przez młodzież, mówiące o potrzebie stosowania feminatyw. Szkoła to głównie personel składający się z kobiet, a więc miejsce które ma potencjał zmiany nawyków mówieniowych.
W ostatnim numerze „Polityki”, Karol Jołochowski w artykule „Powrót do przeszłości. To kobiety będą prawdziwymi ofiarami pandemii”, pisze o tym, że pod katem równouprawnienia kobiety w czasach pandemii ucierpią bardziej niż mężczyźni - również w nauce. Co Pani o tym sądzi?
Wzory kulturowe - zgodnie z którymi kobiety w znakomitej większości odpowiadają za relacje rodzinne, opiekę, edukację, przygotowywanie posiłków itp. - uwidaczniają się najbardziej w sferze prywatnej, domowej. Kwarantanna praktycznie zamknęła kobiety w kręgu obowiązków domowych. Jeśli w domu nie ma partnerskiego rodzicielstwa, a niestety jeszcze w dużej mierze nie ma, to badaczki posiadające małe dzieci w mniejszym stopniu niż mężczyźni mają czas na pracę naukową.
Nie należy również zapominać o tym, że podczas pandemii nasilił się niewątpliwie, problem przemocy domowej. Poczucie lęku w związku z obniżeniem dochodów czy ryzykiem utraty pracy mocno przełoży się na relacje w rodzinie.
Ponadto ograniczone kontakty społeczne często stanowiące wsparcie i rodzaj kontroli społecznej nie działają. Organizacje pomocowe już zgłaszają, że ofiary przemocy domowej nie mają możliwości kontaktu i wsparcia. Prawidłowością jest, że podczas kryzysu gospodarczego następuje wzrost przemocy rodzinnej, dzieci czy osób zależnych, sprawcami bywają również kobiety. Właśnie teraz nie powinniśmy być obojętni na to co dzieje się za ścianą naszego sąsiada.
Jak władze Uniwersytetu Gdańskiego podchodzą do badań związanych z działalnością np. Kongresu Kobiet, albo Centrum Praw Kobiet w Gdańsku? Wiem, że w obydwu tych instytucjach aktywnie Pani działa. Czy miały miejsce jakieś wspólne działania i czy planowane są takowe?
Z uczelnią jestem bardzo związana, nigdy nie doświadczyłam z powodu moich zainteresowań badawczych i społecznikowskich negatywnego nastawienia. Uniwersytet jest otwarty intelektualnie, zdaję sobie jednak sprawę, że funkcjonuję wyjątkowym środowisku i mieście. Tu wspomnę chociażby posłankę Izabelę Jarugę-Nowacką, którą poznałam właśnie w murach naszej uczelni w związku z dyskusją na temat kwot płci na listach wyborczych w 2005r.
Warto nadmienić również, ze od 2014r. w okolicach rocznicy uzyskania przez Polki praw obywatelskich organizujemy w Instytucie Politologii na Wydziale Nauk Społecznych konferencję naukową również z udziałem polityczek i działaczek.
Co powiedziałaby Pani dzisiejszym studentkom, które studiując na UG marzą osiągnięciu sukcesu w świecie nauki?
Żyjemy w wyjątkowo pomyślnym dla kobiet czasie. Znając swoje prawa możemy osiągnąć bardzo dużo. Nauka potrzebuje kobiet, bowiem rozwój społeczno-ekonomiczny świata opiera się o postęp naukowy. Finansowanie badań naukowych nie zależy od płci i wieku badacza, a od konceptu. Sprawdzajcie, pytajcie i szukajcie odpowiedzi, bądźcie dociekliwe!
Na koniec jakie życzenia skierowałaby Pani do samego Uniwersytetu Gdańskiego w roku jego 50. urodzin.
Drogi Uniwersytecie życzę Ci kolejnych lat rozwoju, znajdowania i utrzymania w murach utalentowanych studentów i akademików. Życzę Ci bycia wsparciem i chlubą dla mieszkańców regionu. Niezłomności w przestrzeganiu wartości akademickich niezależnie od wiatrów politycznych.
Władzom Uczelni dziękuję za otwartość i godne warunki pracy, rozwoju naukowego i życzę aby następne młode pokolenia również je miały.