John P. Smol podczas wizyty na UG
Osady jeziorne kryją w sobie odpowiedzi na wiele pytań dotyczących historii klimatu naszej planety. O tym, czego możemy się z nich dowiedzieć, w jaki sposób komunikować te informacje społeczeństwu oraz jak rozwijać międzynarodowy zespół badawczy, rozmawiamy z prof. Johnem P. Smolem z Queen's University w Kingston w Ontario, który odwiedził Katedrę Geomorfologii i Geologii Czwartorzędu w ramach programu „Profesorowie Wizytujący UG”.
Marcel Jakubowski: - W ramach wizyty na Uniwersytecie Gdańskim odwiedził Pan kilka jezior na północy Polski. Które różnice między nimi a jeziorami w Kanadzie zaintrygowały Pana najbardziej?
Prof. John P. Smol: - Z przyjemnością odwiedziłem polskie jeziora. Między większością z nich a jeziorami w Kanadzie i USA istniały pewne podobieństwa, ale też duże różnice. Po pierwsze, w Kanadzie mamy tysiące jezior, które nadal są w stosunkowo naturalnym stanie lub jedynie w umiarkowanym stopniu dotknięte działalnością człowieka, taką jak rolnictwo i inne potencjalne źródła zanieczyszczeń. Kanada i Polska mają podobną liczbę ludności, ale Kanada ma znacznie większą powierzchnię, więc gęstość zaludnienia i lokalny wpływ człowieka są zdecydowanie mniejsze.
Jednakże z punktu widzenia moich zainteresowań badawczych, czyli śledzenia długoterminowych zmian w jeziorach przy użyciu osadów jeziornych (tj. paleolimnologii), kolejną dużą różnicą jest to, że wpływ człowieka na jeziora w Polsce sięga znacznie dalej w czasie. W Kanadzie, z nielicznymi wyjątkami, najbardziej znaczące skutki działalności człowieka zarejestrowaliśmy dopiero w ciągu ostatnich 250 lat. W Polsce można pokazać wpływ człowieka datujący się znacznie wcześniej. Zatem ich historia jest bardzo różna, a także bardzo interesująca dla badaczy takich jak ja!
- W Polsce jednym z największych zagrożeń dla zbiorników wodnych jest eutrofizacja. W jaki sposób możemy przeciwdziałać temu procesowi?
- Tak, eutrofizacja, czyli nadmierne użyźnienie jezior substancjami odżywczymi pochodzącymi ze spływów rolniczych lub innej działalności człowieka, które powoduje poważne zakwity glonów, jest głównym problemem w Polsce. Stanowi także poważne zagrożenie dla jakości wody na całej naszej planecie. Jest to skomplikowane zagadnienie, ponieważ głównym sposobem walki z eutrofizacją jest zmniejszenie ilości składników odżywczych dopływających do jezior. Polska i inne kraje zrobiły duże postępy poprzez ograniczanie tzw. zanieczyszczeń ze źródeł punktowych, np. rur kanalizacyjnych. Obecnie w większości przypadków takie zanieczyszczenia są kierowane do oczyszczalni ścieków zamiast do jeziora lub rzeki. Pomogło to większości jezior. Natomiast „rozproszone źródła” składników odżywczych, do których zalicza się spływ z pól rolnych lub ulic miast, są znacznie trudniejsze do kontrolowania. Nawet tutaj możemy jednak poczynić postępy, na przykład modyfikując niektóre praktyki rolnicze.
Ocieplenie klimatu dodatkowo pogorszyło sytuację. Podczas jednego z moich wykładów na Uniwersytecie Gdańskim pokazałem, że nawet w jeziorach, w których w ostatnim czasie nie zaobserwowano wzrostu zawartości składników odżywczych, odnotowuje się coraz więcej zakwitów glonów, w tym sinic, które są szczególnie groźne. Wraz z ociepleniem i krótszym okresem zalegania pokrywy lodowej oraz zmianami w reżimach mieszania się wód jezior, są one jeszcze bardziej podatne na zakwity glonów. Jest to skomplikowany problem i dlatego będzie wymagał skomplikowanych rozwiązań, między innymi zmniejszenia ilości gazów cieplarnianych, które codziennie uwalniamy.
- Paleolimolodzy to m.in. badacze historii. Który okres lub epoka najbardziej Pana interesuje?
- Myślę, że wszystkie okresy w historii jeziora są interesujące, ale szczególnie interesuje mnie okres zwielokrotnionego oddziaływania człowieka na środowisko, który często nazywamy „antropocenem”. Jest to skomplikowana epoka geologiczna, ponieważ mamy do czynienia z wieloma stresorami środowiskowymi. Głównym wyzwaniem dla nauki jest oddzielenie skutków różnych czynników stresogennych od naturalnej zmienności środowiska. Znajomość długoterminowej historii jezior pomaga nam odpowiedzieć na te ważne pytania.
- Znaczna część Pana badań dotyczy regionów arktycznych. Jakie są największe wyzwania dla jezior na tych terenach?
- W pewnym stopniu zależy to od jezior będących przedmiotem zainteresowania, ale dwa główne wyzwania to zmiana klimatu i transport zanieczyszczeń na duże odległości. Pierwsze wyzwanie to zmiana klimatu. Obecnie powszechnie wiadomo, że regiony arktyczne są szczególnie wrażliwe na skutki ocieplenia klimatu. Ma to głównie związek z albedo, czyli współczynnikiem odbicia powierzchni Ziemi. Jeśli obszar jest pokryty śniegiem i lodem, odbija on dużą część energii słonecznej. Jeśli jednak śnieg i lód zaczną się topić, tak jak ma to miejsce w przypadku ocieplenia klimatu, powierzchnia staje się ciemniejsza, co oznacza, że pochłania więcej ciepła, a zatem topi więcej lodu i śniegu - i cóż, wtedy występuje dodatni efekt sprzężenia zwrotnego i proces przyspiesza.
Drugim dużym zagrożeniem jest transport zanieczyszczeń na dużą odległość. Wiele tych substancji nigdy nie było wykorzystywanych w Arktyce (np. DDT, PCB itp.), a jednak tam występują. Okazuje się, że wiele z tzw. „trwałych zanieczyszczeń organicznych” nie pozostaje tam, gdzie zostały zastosowane - są transportowane na duże odległości, ostatecznie docierając do zimnej Arktyki. Arktyka staje się wówczas zbiornikiem ściekowym na te substancje, które zanieczyszczają lokalne sieci troficzne. Ma to poważne konsekwencje dla rdzennych mieszkańców, gdyż zasoby żywe stanowią ich pożywienie.
- Przez trzy lata był Pan Prezydentem Kanadyjskiego Towarzystwa Królewskiego - Royal Society of Canada - instytucji, która m.in. doradza kanadyjskiemu rządowi, organizacjom pozarządowym i obywatelom. Jak skutecznie komunikować politykom zagrożenia związane ze zmianami klimatu?
- Po pierwsze, uważam, że ważne jest, aby informować o zagrożeniach prostym językiem. Rozmowa z politykami i społeczeństwem wymaga innej formy komunikacji niż ta, której używamy na konferencjach naukowych i w publikacjach. Niemniej jednak musimy być precyzyjni. Uważam, że większość ludzi jest bardziej zainteresowana tym, jak dany problem wpływa na nich tu i teraz. Dlatego spędzam mniej czasu na rozmowach o niedźwiedziach polarnych, ale więcej na wyjaśnianiu problemów lokalnych. Można wiele ludziom uświadomić, po prostu przytaczając wiadomości z ostatnich kilku lat (takie jak pożary lasów, powodzie itp.).
Trudniejszym wyzwaniem jest wyjaśnienie pilności kwestii klimatycznej. Większość polityków myśli w stosunkowo krótkich oknach czasowych. Na przykład w Kanadzie kadencje polityczne przeważnie trwają około 4 lat. Czasami trudno jest przekonać decydentów do podjęcia trudnych decyzji, które pomogą ludziom dopiero kilkadziesiąt lat później – ale musimy próbować dalej.
- Przez ostatnie 20 budował i rozwijał Pan grupę badawczą PEARL (Paleoecological Environmental Assessment and Research Laboratory). Jakie są największe wyzwania w zarządzaniu dużą, aktywną grupą naukowców z całego świata? Jaką radę dałby Pan komuś, kto prowadzi podobny zespół?
- Na pewno są wyzwania, ale także wiele korzyści. Największym wyzwaniem pozostaje finansowanie – konieczność wygenerowania dużych sum pieniędzy na opłacenie wynagrodzeń oraz kosztów prac terenowych i laboratoryjnych. Kolejnym wyzwaniem jest czas, ponieważ im większa grupa, tym więcej czasu spędzasz na doradzaniu studentom i innym naukowcom, a także na utrzymywaniu efektywnego działania laboratorium. Moja najważniejsza rada to być zorganizowanym i zdawać sobie sprawę, że zazwyczaj czas jest największym priorytetem: nie marnujmy go! Aby odnieść sukces, naukowiec musi: 1) być zorganizowany; 2) planować czas i starannie wybierać zadania (nie można zrobić wszystkiego) oraz 3) być entuzjastą i starać się utrzymywać przyjazną atmosferę w grupie badawczej. To sprzyja dobrej współpracy – jeśli ludzie wokół ciebie będą szczęśliwi, pomogą ci odnieść sukces.