prof. Ulrike Müßig i prof. Michał Gałędek (opiekun wizyty)
Jak wygląda Konstytucja 3 Maja w kontekście europejskiej historii konstytucjonalizmu? Na czym polega monarchia mixta Rzeczypospolitej Obojga Narodów? Czy wolność jest wpisana w polską tożsamość narodową? O tym wszystkim rozmawiamy z prof. Ulrike Müßig z Uniwersytetu w Pasawie, która odwiedziła Uniwerystet Gdański w ramach programu „Profesorowie Wizytujący".
Emma Roncsek: - W Pani ostatnim wykładzie wygłoszonym w Uniwersytecie Gdańskim dotknęła Pani tematu europejskiej tożsamości. Co sprawia, że Pani osobiście czuje się Europejką?
Professor Ulrike Müßig: - Po pierwsze fakt, że jestem tutaj. Bycie zapraszaną przez zagraniczne uczelnie jako profesor wizytująca koresponduje ze średniowieczną ideą universitas - wspólnoty uczonych i studentów, którzy wymieniają się pomysłami mimo barier językowych. Niestety nie mówię po polsku, ale Polacy bardzo chętnie rozmawiają ze mną po angielsku. Tutejsi studenci słuchają z zainteresowaniem i zadają świetne pytania, a ja zawsze angażuję się w dialog. To sprawia, że czuję się częścią europejskiej wspólnoty akademickiej.
- Przyjechała Pani, aby wziąć udział w projekcie „Komparatystyczna historia konstytucjonalizmu w Europie Środkowej i Wschodniej”. Czy mogłaby Pani przybliżyć tę inicjatywę?
- Została ona zapoczątkowana przez mojego kolegę, Michała Gałędka, który jest mózgiem całego projektu, i skupia się na porównaniu procesów formowania konstytucji i struktur konstytucyjnych. Mamy naukowców z Węgier, Czech, Słowacji, Polski, Serbii i Chorwacji. Byłam pod wrażeniem różnorodności badaczy zaangażowanych w ten projekt, pod przewodnictwem Uniwersytetu Gdańskiego, który cieszy się międzynarodową renomą. Potrzebujemy takiego porównawczego zrozumienia historii konstytucjonalizmu.
- Czyli chodzi o to, żeby zebrać Państwa pomysły razem, w międzynarodowym środowisku?
- Tak, dokładnie. Europa to nie jest zamknięty obszar historiograficzny, to bardziej pewna rama identyfikacji, złożona z historycznych regionów charakteryzowanych zarówno przez różnice i dysproporcje, jak i podobieństwa i zbieżności. Ten projekt może nam pomóc w wypracowaniu historyczno-prawnych argumentów służących temu, by integracja europejska działała bardziej efektywnie. Musimy mieć świadomość historycznych tradycji, która jest wciąż obecna we współczesnym prawie, aby „oddać sprawiedliwość” nowoczesnemu prawu.
- Jakie ogólne różnice dostrzegła Pani pomiędzy wschodnimi i zachodnimi krajami?
- Moim językiem ojczystym jest niemiecki, ale znam również łacinę, francuski, angielski, hiszpański i włoski. Badając konstytucyjną historię zachodu, mam tę przewagę, że rozumiem materiał źródłowy w języku oryginalnym. Kiedy zajmuję się krajami Europy Wschodniej i Środkowej, brak mi tego bezpośredniego dostępu do źródeł. Materiały z XVII i XVIII wieku są spisane w językach słowiańskich, którymi nie mówię. Wiele czasu zajęło mi zrozumienie tego, co wpływało na proces formacyjny polsko-litewskiej historii prawnej w porównaniu do Świętego Cesarstwa Rzymskiego czy Francji – i jakie były tego efekty. W Polsce panowało zupełnie inne rozumienie arystokracji: szlachetnie urodzeni stanowili przeciwwagę dla króla i prawdziwych reprezentantów narodu, podczas gdy szlachta wersalska działała w relacji z królem, którego postrzegano jako słońce państwa, jedyne uosobienie suwerenności.
- Co sprawiło, że zainteresowała się Pani Europą Środkową?
- Koncentrując się wyłącznie na Paryżu i Londynie, ma się zaledwie połowę obrazu. Zwłaszcza jeśli chodzi o historię prawa w Niemczech, która na wiele sposobów łączy się ze średniowieczną Europą Wschodnią. Istnieją różne powiązania ze Slavia Orthodoxa (krąg słowiańskiej kultury prawosławnej) i Slavia latina (krąg słowiańskiej kultury łacińskiej), które wymagają zrozumienia.
- Podczas wykładu omawiała Pani europejskie oddanie idei wolności. Historia Polski pokazuje różne przykłady tej wartości. Jak Pani postrzega polską perspektywę odnośnie do wolności?
- Jestem wielbicielką waszego papieża, Jana Pawła II. Czytałam niektóre jego pisma i mogę się utożsamić z jego chrześcijańskim przekonaniem, że człowiek pochodzi od Boga, co zapewnia istotom ludzkim pewien metafizyczny wymiar, który nie może zostać stłumiony. Myślę, że jest to jedna z podstawowych narracji o wolności, jakie są żywe w polskim społeczeństwie. Drugą narracją, którą chciałabym podkreślić, jest mieszana wersja monarchii: XVII-wieczna monarchia mixta Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Szlachectwo było w niej statusem prawnym, co stanowiło dość nowoczesny koncept. Ten status wiązał się z określonymi wolnościami, w tym z prawem do wyboru króla, udziału w Sejmie i, poczynając od 1652 r., korzystania z liberum veto - które oznaczało, że nawet pojedynczy głos mógł zablokować decyzję, zapewniając, że żadne prawo nie mogło zostać ustanowione bez jednomyślnej zgody. To była druga opowieść o wolności.
Trzecia dotyczy Solidarności. Poprzez demonstracje lat 70. i 80., kiedy to robotnicy walczyli w imieniu innych – nie tylko o swoje własne postulaty w Stoczni im. Lenina, ale też w imieniu pracowników innych branż – Solidarność wywarła wpływ na cały blok wschodni. Zrozumienie, jak bardzo ta trzecia narracja wywodzi się z dwóch poprzednich, jest dla mnie wyzwaniem i pytaniem badawczym.
- Czy sądzi Pani, że Solidarność stanowi dla Polaków źródło motywacji także dzisiaj?
- Cóż, nie mam wystarczającej wiedzy na temat obecnych działań Solidarności w Polsce, ale widoczna jest uzasadniona rola lidera Polski wśród krajów środkowoeuropejskich w walce o wolność w latach 80. XX wieku. Jest to wyjątkowy wkład Polski w historię. Być może te bardzo trudne doświadczenia, jakie były waszym udziałem podczas II wojny światowej, okresu międzywojennego, I wojny światowej i w okresie zaborów były czymś wyjątkowym w kontekście historii konstytucyjnej. My, historycy prawa, bardzo niechętnie mówimy, że jakiś kraj wykorzystał je jak najlepiej, ale sądzę, że w jakiś sposób wam się to udało.
- Opublikowała Pani artykuł „Rewolucja amerykańska w polskiej publicystyce w okresie Sejmu Wielkiego (1788-1792)” i planuje Pani kontynuować badanie powiązań między polskim i amerykańskim republikanizmem i konstytucjonalizmem podczas swojego pobytu w Gdańsku. Co skłania Panią do porównawczego badania tych dwóch krajów?
- Kiedy byłam młodą profesorką, miałam dwójkę małych dzieci – trudno było wówczas doprowadzić do końca prace nad rękopisami. Zainicjowaliśmy konferencję niemieckich historyków prawa i chciałam do tego czasu mieć gotową książkę. Usiadłam więc i spisałam wszystko, co zbadałam odnośnie do angielskiej, brytyjskiej, francuskiej, włoskiej i niemieckiej historii prawa. Po pewnym czasie otrzymałam bardzo pozytywną recenzję od polskiej uczonej, prof. Anny Tarnowskiej z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Chwaliła moją książkę, ale zauważyła, że zapomniałam uwzględnić w mojej analizie polskiej Konstytucji 3 Maja z 1791 roku. Podjęłam wyzwanie, zaczęłam czytać na ten temat i zdałam sobie sprawę ze wszystkich osobliwości Sejmu Wielkiego i tego, jak władcy Polski stworzyli konstytucję, aby udowodnić, że ich kraj jest niepodległym państwem. Szukając dalszych informacji, znalazłam kilka anglojęzycznych esejów opisujących, jak na przedstawicieli Sejmu Wielkiego wpłynęły dyskusje o rewolucji amerykańskiej.
W porównaniu do konstytucji francuskiej z 1791 roku i amerykańskiej z 1787 roku, można powiedzieć, że polska konstytucja majowa jest bardziej staromodna. To wciąż umowa między królem a reprezentującą naród szlachtą. Nie było w niej wizji prawnie ukonstytuowanego państwa opartego wyłącznie na wolnościach i prawach obywatelskich. Z mojego punktu widzenia za tą konstytucją stoi również inna idea. Konstytucje francuska i amerykańska, a także inne współczesne konstytucje, przyjmują formę jednego tekstu, który podporządkowuje cały reżim polityczny rządom prawa, czyniąc go spójnym. Chociaż Konstytucja 3 Maja z 1791 r. nie była nowoczesnym tekstem - odzwierciedlała bardziej tradycyjny, monarchiczny i arystokratyczny styl umowy - była jedynym dokumentem z tego okresu, który nadawał priorytet autorytetowi samej konstytucji. To doprowadziło mnie do przypuszczenia, że Sejm Wielki musiał studiować modele amerykańskie. Gdańsk jest niezwykle otwartym, zorientowanym międzynarodowo miastem - można sobie wyobrazić, że niektóre postacie Sejmu Wielkiego były podobnie otwarte, chętne do wprowadzenia i zintegrowania tych innowacyjnych międzynarodowych pomysłów z istniejącymi ramami politycznymi.
- Jak ocenia Pani dzisiejszy stan polskiej demokracji?
- O ile wiem, wyzwania polityczne - wojna w Ukrainie i Gazie, zmiany klimatyczne, ceny energii - mają koszmarne rozmiary, wywierając ogromną presję na każdy rząd. Z drugiej strony mamy sytuację polityczną specyficzną dla Polski. Czasami pytam moich studentów, co by zrobili, gdyby byli Donaldem Tuskiem. Czy próbowaliby zignorować decyzje Trybunału Konstytucyjnego, czy też by je zaakceptowali? Jest tak wiele złożonych i zagmatwanych pytań. Jeśli chce się ustanowić rządy prawa i wzmocnić demokrację, trzeba podążać za Trybunałem Konstytucyjnym. Ale jeśli sąd konstytucyjny jest obciążony pewnym dziedzictwem politycznym, trzeba sobie z tym poradzić. Myślę, że rząd robi, co może. Przynajmniej takie wrażenie odnosi zachodnia prasa. Jestem jednak w niekorzystnej sytuacji, ponieważ nie mogę czytać bezpośrednio polskich gazet. Ale mogę powiedzieć, że wśród Niemców panuje pewien rodzaj podziwu dla Polaków i ich odwagi.
Nigdy nie powiedziałabym, że partie narodowe mają rację, ale ludzie są leniwi, lubią czuć się komfortowo. Zawsze pragną łatwych odpowiedzi. Jeśli ktoś oferuje proste odpowiedzi, które można łatwo zrozumieć, w populistyczny sposób, jest to wyzwanie dla demokracji.
- Zwłaszcza kiedy jest to tak mocno zakorzenione w historii danego kraju.
- To jest coś, co chciałabym zrozumieć lepiej. Wspaniale jest być tutaj goszczoną, móc spacerować, jeździć tramwajem, słuchać ludzi - nawet jeśli nie rozumiem słów, mogę uchwycić melodię języka. Zobaczyć inną architekturę, którą uwielbiam, i zobaczyć przemiany, zwłaszcza w Polsce. Jest tu tak nowoczesna infrastruktura, nowe budynki. Włożono w to mnóstwo pieniędzy i energii. I to wciąż trwa.
- Innym pozytywnym aspektem jest to, że jest coraz więcej międzynarodowych inicjatyw akademickich, współpracy, nowych perspektyw.
- Tak. To naprawdę fascynujące mieć międzynarodowych przyjaciół akademickich, być przez nich zapraszaną, wychodzić razem do restauracji czy teatru. Rozmawiać z nimi. Czasami, jeśli zna się ich długo, tak jak ja znam prof. Michała Gałędka, uświadamiasz sobie, jak uniwersalne jest ludzkie życie i jednocześnie jak specyficzne mogą być wyzwania.