Mistrz trafia na ekrany. Filmowy debiut prof. Macieja Barczewskiego z UG

Kinową premierę filmu pt. Mistrz autorstwa dra hab. Macieja Barczewskiego prof. UG z Wydziału Prawa i Administracji UG zaplanowano na 27 sierpnia 2021. O filmie, jego bohaterze, genezie scenariusza oraz o debiucie filmowym prawnika rozmawia Ewa Karolina Cichocka.

- Mistrz to pełnometrażowy obraz o historii Tadeusza Pietrzykowskiego, więźnia obozu Auschwitz, a zarazem pierwszy Pana film. Premierę miał na 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jak podała wówczas festiwalowa prasa, zdobył on uznanie krytyków, a jeden z wywiadów z Panem zatytułowano Mistrzowski debiut. Czyli sukces na samym początku kariery filmowej?

- Dziękuję za miłe słowa. O sukcesie będziemy jednak mogli mówić, jeśli za kilka lat widownia będzie o tym filmie pamiętać. Niestety, z powodu pandemii Polacy przestali chodzić do kin, nawet po ich niemal pełnym otwarciu widownia skurczyła się o 80 proc. i w tej sytuacji niełatwo będzie o sukces frekwencyjny tego, jak i innych tegorocznych polskich filmów. Jeżeli jednak przetrwa on próbę czasu i odnajdzie swoją widownię nawet w późniejszym obiegu, to wtedy być może będzie można mówić o sukcesie.

- Zawodowo zajmuje się Pan prawem i wykłada na WPiA UG. Tymczasem jest Pan także autorem scenariusza oraz reżyserem filmowym. Czy film w Pana życiu jest pasją, spełniającym się marzeniem, hobby czy planem B? Czy trudno jest łączyć profesjonalnie dwie, tak odmienne dziedziny? Wszak nie zrobił Pan filmu o… prawnikach.

- Faktycznie, ze względu na film do minimum ograniczyłem praktykę adwokacką. Natomiast aktywność twórcza w moim przypadku w dużej mierze idzie w parze z pracą uczelnianą. Specyfika obu tych profesji jest bowiem wbrew pozorom w swej istocie zbliżona i bazuje na kreatywnej i analitycznej pracy intelektualnej. A prawo autorskie, w którym się specjalizuję, koncentruje się właśnie na ochronie działalności twórczej, w tym filmowej. Wykładowcą i naukowcem jest się na co dzień, natomiast na planie filmu fabularnego bywa się raz na kilka lat. Dlatego niejeden reżyser z powodzeniem godzi pracę na uczelni z pracą artystyczną. Zresztą prawo nigdy nie było dla mnie obowiązkiem, lecz pasją, podobnie jak X muza.

- Skąd u Pana takie zainteresowanie tematem wojennych dziejów więźnia obozu Auschwitz. Kim był Tadeusz Pietrzykowski  i dlaczego jego historia skłoniła Pana, żeby zrobić o nim film?

- Kilka lat temu przeczytałem opowiadania obozowe Tadeusza Borowskiego, na podstawie których Andrzej Wajda nakręcił "Krajobraz po bitwie". Tam znalazłem zdanie, które bardzo mnie zaintrygowało: Jeszcze tkwi tu pamięć o numerze 77, który niegdyś boksował Niemców, jak chciał, biorąc na ringu odwet za to, co inni dostali na polu. To jedno zdanie mnie zafascynowało, bo mówiło o nieznanej mi wcześniej postaci, która dla więźniów obozu Auschwitz stała się symbolem zwycięstwa nad nazistowskim terrorem. Dla jego ówczesnych walki bokserskie w obozie dawały nadzieję na ocalenie i zwycięstwo.

- Znalazł się Pan w złotej dziesiątce nominowanych do tytułu Człowieka Roku 2020 Dziennika Bałtyckiego. Tematyka filmu i postać głównego bohatera znalazły uznanie konkursowego jury, jako wzory do naśladowania. Co oznacza dla Pana wyróżnienie właśnie takiej postaci w dzisiejszych czasach?

- Pietrzykowski niczym biblijny Dawid walczył na obozowej arenie z Goliatem, tak jak każdy z nas na co dzień zmaga się z przeciwnościami losu. To, że toczył swoje walki w najtrudniejszych warunkach, w najgorszym czasie i miejscu świata i wbrew wszystkiemu nadal wygrywał, daje każdemu z nas nadzieję, że nie ma takiej przeszkody, nie ma takiej przeciwności, której ostatecznie nie da się pokonać. Górnolotnie można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy wojownikami na ringu swojego życia. Ekranowa postać Pietrzykowskiego przypomina nam, że choćby gasła wszelka nadzieja, to nawet w najgorszych okolicznościach nie należy jej tracić i przestać walczyć.

- Temat obozu i więźniów nie jest dla Pana tylko faktem z historii. Pana rodzina ma własne wspomnienia i przeżycia. Czy to miało także znaczenie w wyborze tematu na film?

- Owszem. Mój dziadek był więźniem obozu Auschwitz-Birkenau. Przez wiele lat mieszkałem z nim pod jednym dachem. Oświęcimską tematykę mieliśmy więc w pewnym sensie w krwioobiegu rodzinnym. Kiedy myślałem, o czym chciałbym nakręcić swój pełnometrażowy debiut, doszedłem do wniosku, że warto opowiedzieć historię rozgrywającą się w miejscu, które tak mocno siedziało w mojej głowie i w sercu.

- Realizacja filmu historycznego nie jest prosta. Myślę nie tylko o zespole historyków, dokumentalistów, charakteryzatorów i scenografów. Wymaga pewnie sporych nakładów finansowych. Jak udało się Panu, debiutantowi przekonać producenta i zdobyć finansowanie?

- O to zapewne trzeba byłoby zapytać producentów do których zgłosiłem się z pomysłem na ten film. Podobnie jak ja, dostrzegli oni filmowy potencjał tej historii. Podobno scenariusz miał w sobie siłę przekonywania, że powstanie z tego dobry film.

- Scenariusz filmu oparty jest na losach prawdziwej osoby. Wymogi języka filmowego i oczekiwania widzów wpływają na narrację. Co w tym przypadku było najistotniejsze prawda historyczna czy fabuła?

- Większość przedstawionych w Mistrzu wydarzeń miała miejsce naprawdę. Jednakże, tak jak w przypadku innych filmów fabularnych opartych na faktach, potrzeba zachowania czytelnej narracji oraz napięcia emocjonalnego w ramach półtoragodzinnej opowieści, wymusiła konieczność wprowadzenia zmian czy to w zakresie chronologii wydarzeń, lokacji czy postaci z którymi styka się główny bohater. Z uwagi na reguły sztuki filmowego dramatu wprowadzenie takich zmian było niezbędne, zależało mi jednak by w każdym takim przypadku w maksymalnym stopniu zachować historyczną fakturę przedstawianych wydarzeń, jak również wydobyć prawdę o esencji emocjonalnej głównego bohatera.

- Oprócz realiów historycznych i faktów, film wymagał także fachowej wiedzy na temat dyscypliny sportowej jaką jest pięściarstwo. Czy Pan także zna się na tej dyscyplinie?

- Przed podjęciem prac nad Mistrzem nie miałem do czynienia z tą dyscypliną sportu. Dopiero proces przygotowywania scenariusza, liczne rozmowy z pięściarzami, lektura notatek Pietrzykowskiego odkryły przede mną jej naturę. Okazało się, że istota boksu jest dużo bardziej złożona niż się powierzchownie wydaje. Natomiast o to, by pojedynki bokserskie wypadły na ekranie odpowiednio wiarygodnie dbał sztab doświadczonych trenerów, choreografów walk oraz kaskaderów.

- W roli głównej zobaczymy Piotra Głowackiego. Czy łatwo było obsadzić i dobrać filmowe role? Co zaważyło na tych decyzjach?

- Gdy przystąpiłem do prac nad Mistrzem niektóre osoby sugerowały, że w głównej roli należałoby obsadzić mocno zbudowanego aktora o aparycji zabijaki. Tymczasem siła Pietrzykowskiego tkwiła nie w jego nadwątlonych warunkami obozu gabarytach, lecz w mistrzowskiej technice i harcie ducha. Wiedziałem, że żeby zbudować przekonująco jego ekranową postać będę potrzebować aktora, który na pierwszy rzut oka stanowić będzie przeciwieństwo archetypu boksera. Kogoś, kto wygląda niepozornie, wręcz niegroźnie, ale w czyich oczach można dostrzec dwie zaciśnięte pięści. Zarazem powinien być to aktor, który dla roli więźnia Auschwitz jest skłonny przez kilkanaście miesięcy poddać swoje ciało radykalnej transformacji oraz opanować technikę boksu w zakresie umożliwiającym toczenie walk bez cięć montażowych i bez udziału dublera. Jestem przekonany, że od lat w polskim kinie nie było roli, która wymagałaby od aktora tak daleko idącego fizycznego i warsztatowego zaangażowania. Piotr Głowacki był moim pierwszym i jedynym wyborem i spełnił te oczekiwania z nawiązką. Podobnie jak i inni aktorzy, którzy między innymi musieli wiarygodnie opanować dialogi w języku niemieckim. Pracując z takimi artystami jak Grzegorz Małecki, Marcin Bosak czy Marian Dziędziel mogłem jednak być spokojny o ich zaangażowanie i poziom kreacji aktorskich.

- Tylko nieliczni widzowie mogli obejrzeć Mistrza podczas ubiegłorocznego festiwalu filmowego w Gdyni. Kiedy my, widzowie kinowi możemy spodziewać się premiery i publicznej odsłony?

- Mistrz trafi na ekrany polskich kin 27 sierpnia.

- Dziękuję serdecznie za rozmowę i z niecierpliwością czekam na projekcję.

 

 

Fotografie: Robert Pałka

 

Wojownik o duszy artysty

Wystawa Muzeum II WŚ. Tadeusz Pietrzykowski

Blisko 30  prac Tadeusza Pietrzykowskiego, wykonanych w różnych technikach i podejmujących wiele tematów można oglądać do końca sierpnia w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Tadeusz Pietrzykowski był przedwojennym wicemistrzem Polski i mistrzem Warszawy w wadze koguciej. W roku 1939 walczył broniąc Warszawy. Pietrzykowskiego wysłano pierwszym transportem do KL Auschwitz, gdzie został oznaczony numerem 77. W obozie stoczył według różnych szacunków ponad 40 walk bokserskich.

Tadeusz Pietrzykowski do historii przeszedł jako słynny bokser toczący pojedynki o życie w KL Auschwitz. Interesował się także malarstwem. Przed wojną marzył o studiowaniu architektury na Politechnice Warszawskiej, co uniemożliwił mu wybuch wojny. Po wyzwoleniu uczęszczał jako wolny słuchacz do ASP w Warszawie. Na ekspozycji prezentowanych jest 29 oryginalnych autorskich prac Pietrzykowskiego.

Obrazy pochodzą z Archiwum Prywatnego Eleonory Szafran-Pietrzykowskiej

https://muzeum1939.pl/wystawa-czasowa-tadeusz-pietrzykowski-wojownik-o-duszy-

Ewa K.Cichocka/Zespół Prasowy UG