Każdy student musi kiedyś napisać pracę dyplomową. Jest to powolny i trudny proces wymagający dużego nakładu pracy. O tym jak najlepiej sprostać wyzwaniom pracy licencjackiej i magisterskiej z dr Beatą Karpińską-Musiał rozmawia Marcel Jakubowski.
dr Beata Karpińska-Musiał - wykładowczyni w Instytucie Anglistyki i Amerykanistyki Wydziału Filologicznego, oraz zastępca dyrektora Centrum Doskonalenia Dydaktycznego i Tutoringu UG jest specjalistką od tutoringu, czyli metody dydaktycznej polegającej na indywidualnej pracy z podopiecznym.
MJ: - Jaka jest rola dobrego promotora pracy licencjackiej i magisterskiej?
Dr Beata Karpińska-Musiał: - Przede wszystkim jest to rola opiekuna naukowego. Takiego dobrego mentora, a wręcz tutora. Jest to o tyle ważne, że tutor spełnia przede wszystkim rolę wspierającą, czyli nie jest nauczycielem podawczym, który transmituje na seminarium wyłącznie wiedzę. Zamiast tego jest kimś, kto stwarza wspólną przestrzeń budowania wiedzy przy wykorzystaniu źródeł z danej dyscypliny naukowej. Zatem rola promotora pracy powinna przede wszystkim polegać na zorientowaniu się w tym, czym pasjonuje się student/ka i jakie problemy badawcze chciał/aby eksplorować, żeby móc ich potem odpowiednio ukierunkować i wspierać.
- Studenci często kierują się swoją pasją podczas wyboru tematu, ale czy powinni? Mogą przecież zaufać promotorowi, który „podrzuci” im ciekawy temat?
- Rzeczywiście tradycja mówi, że promotor posiada pewien zakres tematów i studenci mogą sobie z niego wybrać. Obecnie jednak dużo promotorów młodszej generacji zdaje się na pasje studentów. Podczas pierwszych spotkań dokonują rozpoznania ich zainteresowań. Pytają studentów i studentki, dlaczego wybrali akurat to seminarium? Czym się interesują? Być może są już w jakimś kole badawczym. W ten sposób dochodzi się do takich „wynegocjowanych” tematów. Jest to bardzo cenne, dlatego że ktoś, kto się pasjonuje tematem, ma szansę rozwijać się pod okiem mistrza. Wtedy praca dyplomowa czy magisterska będzie napisana z dużo większą efektywnością, z większym zaangażowaniem i terminowo.
- Mam jeszcze jedno pytanie o promotora. Wydaje mi się, że studenci często mają dylemat — mogą wybrać między promotorem, który bardziej im pasuje osobowościowo, a promotorem, który bardziej zna się merytorycznie na ich zainteresowaniach. Co poradziłaby Pani takiemu studentowi, który musi wybrać między lepszą komunikacją a merytorycznym wsparciem?
- Najlepiej byłoby, aby nie musiał takich wyborów dokonywać, ponieważ idealnym jest połączenie obu kwestii: dobrej relacji i dobranego obszaru merytorycznego. Oczywiście może być różnie i przyznam szczerze, że trudno mi powiedzieć co jest ważniejsze.
Jestem zdania, że dobra relacja na seminarium między studentem a promotorem stanowi podstawę dobrze napisanej pracy również merytorycznie, nie ma wtedy obaw przed zadawaniem pytań. Zatem ta osobowościowa kwestia wydaje mi się wymogiem progowym, aby potem merytorycznie i w poczuciu bezpieczeństwa dalej drążyć tę skałę.
Gdyby jednak zdarzyła się taka sytuacja, że nasz promotor jest dla studentki lub studenta mistrzem absolutnym, merytorycznie niezwykłym, znanym ze swoich badań, w obszarach, w których mieści się tematyka zainteresowań dyplomantów, to oczywiście warto pójść za tym tropem w pierwszej kolejności. Studenci są różni, nie wszyscy potrzebują bardzo dobrej relacji interpersonalnej. Być może wystarcza im relacja badawcza, czyli bardzo merytoryczny, a wręcz wymagający mentor lub mentorka, którzy będą stawiać wymagania. Wówczas taki student lub studentka rozwija się, kierując się wzorem płynącym od autorytetu.
- No tak, każdy student ma inny sposób pracy. Niektórzy studenci żyją deadline’ami, to jest dla nich ta motywacja. Inni wolą sobie spokojnie pisać. Zapewne zdarza się, że ktoś odda Pani po terminie pierwszy czy drugi rozdział. Co Pani wtedy robi?
- To zależy trochę od tego czy mówimy o seminarium licencjackim, czy magisterskim, bo w każdym przypadku wygląda to inaczej. Na napisanie licencjatu mamy rok, a na magisterium dwa lata. Moje doświadczenie, które wynosi lekko ponad dziesięć lat, jest takie, że w przypadku seminariów na studiach pierwszego stopnia, po pierwszym semestrze, musi być wykonana jakaś część pracy, tj. przynajmniej wybrany temat, zaprojektowane badanie i pierwszy rozdział. Natomiast w przypadku seminariów magisterskich dzieje się to wszystko dopiero w drugim roku. Pierwszy rok studiów II stopnia to raczej czas na wspólne eksploracje literatury i tematów w obszarze tematycznym seminarium. Studenci mają czas na zorientowanie się, co ich najbardziej zafascynuje.
Moja dewiza jest może trochę idiosynkratyczna, bo z jednej strony wymagam od studentów pracy bardzo systematycznej, a z drugiej daję im dużo wolności w działaniu. Uważam, metaforycznie to ujmując, że słonia zjada się po kawałku.
Praca systematyczna, metodą małych kroków, przynosi najlepsze owoce, ale z drugiej strony nie jestem też tak restrykcyjna, żeby nie zaliczyć semestru czy danego seminarium, bo nie został wykonany pierwszy rozdział czy inna umówiona część pracy. Niekiedy jest to zdradliwe dla mnie jako promotorki, jednak z reguły otrzymuję cenny zwrot za okazany studentom kredyt zaufania. Wiedzą, że ja także wnikliwiej przeczytam pracę fragmentami, a nie po nocach dwa dni przed terminem oddania. Wiedzą też, że w razie takiej sytuacji nie przyjmę pracy. Chociaż takiego podejścia też musiałam się sama dopiero nauczyć z upływem czasu.
W moim przypadku sprawdza się też bardzo delikatne motywowanie studentów i wyznaczanie kolejnych etapów realizacji zadania. Ważne jest, obok takiej dużej elastyczności, ustalenie z góry pewnych zasad współpracy. Spisanie sobie w głowie lub w kalendarzu pewnych milestones. W tutoringu nazywamy to kontraktem.
- Ile odstępu czasu powinno być między takimi krokami milowymi?
- Takie „kamienie” najlepiej ustalać co dwa miesiące, może co trzy. To czas na takie etapy jak: zaprojektowanie badania, napisanie ankiety do kwestionariusza, czy zaprojektowanie wywiadu. Bywa różnie. Niektórzy zaczynają od empirycznej części pracy, inni od teoretycznej.
- Ci studenci, którzy się tak motywują i dużo pracy wkładają na początku, są zazwyczaj wyjątkami. Mam takie poczucie, że dla wielu studentów praca dyplomowa jest bardzo skomplikowanym tematem. Często odkładają pisanie licencjatu na ostatnią chwilę. Chodzą legendy o ludziach, którzy w tydzień napisali swoją pracę licencjacką.
- To by u mnie nie przeszło. (śmiech)
- Jak Pani myśli - czemu praca dyplomowa sprawia studentom takie problemy? Czy to brak systematyczności?
- To jest trudne pytanie. Wydaje mi się, że dla wielu studentów, mimo wszystko, proces pisania pracy dyplomowej jest procesem twórczym. Może to właśnie dlatego. Bycie twórczym przebiega bardzo różnie ze względu na czas, możliwości dyplomanta, jego lub jej tryb pracy. Procesu twórczego nie da się też tylko technicznie zaplanować. Młodzi ludzie mają dużo innych zobowiązań i jest im trudno zarządzać własnym czasem. Dla innych z kolei praca dyplomowa i magisterska często wydaje się być formalną koniecznością, ale nie priorytetem. Nie jest czymś, co jest wymagane na bieżąco, więc odkładają ten projekt na jakiś późniejszy czas.
Właśnie tutaj upatruję ważnej roli promotora, który jest także tutorem, osobą wspierającą i motywującą w sposób indywidualny i spersonalizowany. Ja to tak robię. Szczególnie w drugim roku seminarium magisterskiego. W danym terminie seminarium 2-3 osoby umawiają się ze mną (sami wybierają sobie ten termin) i mają 30-40 minut wyłącznie dla siebie. Są to mini-tutoriale. Jak jesteśmy umówieni na dany dzień, to wiemy konkretnie, co student/ka ma danego dnia dostarczyć do omówienia, albo co my mieliśmy przeczytać, a zatem przygotowanie musi być po obu stronach. Z reguły jest to fragment pracy, mniejszy lub większy. Ta metoda przynosi wspaniałe efekty.
Rozumiem, że studenci mają różne sytuacje życiowe. Ostanie dwa lata pandemii jeszcze bardziej pokazały, jak trudno jest się zmotywować i proszę mi wierzyć, dotyczy to także nauczycieli akademickich, w tym promotorów. Wiem też, że wszyscy mają życiowe układy zawodowe i rodzinne, które powodują, że ten czas się kurczy w negatywnym znaczeniu. Powiedziałabym z doświadczenia, że w tym momencie sprawdza się bardzo owa relacyjna kompetencja tutora, promotora, mentora, który nie będzie myślał anonimowo o swoich studentach i studentkach, tylko będzie ich traktował jak współbadaczy. Wtedy oni rezonują na takie podejście. Odwdzięczają się tym, że pracują regularnie. Praca dyplomowa nie pozostaje jedynie czymś koniecznym do zrobienia pod koniec studiów, a przybiera charakter pewnego personalnego zobowiązania. Tak to widzę.
- Jeśli praca dyplomowa to nie tylko jedno z wielu zadań koniecznych do ukończenia studiów to jaką rolę według Pani pełni ona w edukacji studenta?
- Ważną (śmiech). Moim zdaniem jest to główna rzecz, która odróżnia studiowanie od nauki szkolnej. Studia wyższe, czy to pierwszego, czy drugiego stopnia, mimo wszystko powinny przygotować absolwentów do procesu pracy naukowej i badawczej. Może ta „praca naukowa” brzmi tutaj szumnie, ale licencjat czy magisterka to naprawdę jest praca naukowa. Obie zawierają w sobie rozpoznanie literatury w obszarze przedmiotowym, sformułowanie problemu badawczego, metodologicznie przeprowadzone badanie empiryczne, formułowanie wniosków, niezależnie od dziedziny naukowej czy dyscypliny.
- Załóżmy, że jestem studentem II roku I stopnia i chcę się przygotować do pisania pracy w następnym roku akademickim. Jakie umiejętności powinienem rozwijać, żeby dobrze sfinalizować te studia?
- Wydaje mi się, że tutaj potrzeba dużo przymiotów charakteru, ale też kompetencji, które jednak można w sobie wypracować. Przede wszystkim wskazałabym na wytrwałość, systematyczność i badawcze zaciekawienie. Jestem zdania, że student/ka skończy studia bez problemu w momencie, gdy będzie istotnie zaciekawiony/a tym, co studiuje. Czyli najpierw zaciekawienie poznawcze, pewna doza kreatywności, a potem rozwijanie umiejętności czytania zaawansowanych tekstów naukowych, szczególnie selekcjonowania informacji. Dzisiaj mamy świat zarzucony szumem informacyjnym, w związku z tym ta umiejętność selekcji jest bardzo ważna.
Ważna jest też rezyliencja. Dzisiaj to jest słowo dość chodliwe. W badaniach pedagogicznych i ogólnie społecznych mówi się o rezyliencji jako o odporności na porażki oraz pewnej elastyczności mentalnej, pozwalającej na adekwatne reagowanie na zjawiska społeczne oraz kulturowe. Chodzi zatem, w kontekście stricte akademickim, o odporność psychiczną dzisiejszych studentów. Oni, wbrew potocznym przekonaniom, nie mają wcale łatwego życia, mimo że przecież sami autonomicznie podejmują decyzje o edukacji wyższej. Pracuję w Uniwersytecie Gdańskim już prawie 20 lat i widzę jak ta odporność psychiczna i decyzyjność młodego pokolenia staje się bardziej labilna, bardzo różna w skutkach. Jednostki silniejsze będą sobie radziły, jednostki mniej odporne będą jeszcze bardziej potrzebowały wsparcia promotora (w przypadku samego celu napisania pracy dyplomowej), ale też tutora (te role są bliskie, jednak nie tożsame), który być może szerzej spojrzy na cały proces studiowania.
- A z Pani doświadczenia, który etap jest najtrudniejszy? Kiedy potrzeba najwięcej tej rezyliencji?
- Na pewno kluczowy jest pierwszy etap, czyli kiedy trzeba się zorientować, na czym pisanie pracy licencjackiej lub magisterskiej będzie polegało, dokonać wyboru tematu itp. Chyba że spotykamy na seminarium takich pasjonatów, którzy już przychodzą z własnymi pomysłami. Jednak tak ogólnie uśredniając, to ten pierwszy etap jest bardzo istotny a nieoczywisty. To w tym okresie powinno mieć miejsce dialogowanie z promotorem lub promotorką. To tutaj powinny się spotkać spektrum tematyczne doświadczonego badacza z zaciekawieniem seminarzystów i seminarzystek. Wynegocjowane powinny zostać tematy i znaczenia, bo tutaj nie chodzi ani o to, żeby „promotor narzucił” ani by „student dyktował”. Tematy powinny być wynegocjowane wspólnie, zgodnie z konstruktywistycznym podejściem, silnie humanistycznym i autonomizującym, ale i upełnomocniającym obie strony tego projektu. Niejako wyrzeźbione razem. Ten etap nie jest łatwy, choć jest bardzo twórczy. Studenci mogą nabierać zniechęcenia, albo mogą dać się totalnie wciągnąć i wpaść we „flow”. Zadaniem promotorki lub promotora jest zbalansować ten proces.
- Temat pracy to rzeczywiście taka pierwsza ściana, na którą natrafiają studenci. Promotor mówi, że ten temat jest za wąski lub zbyt obszerny, o tym temacie za dużo jest już napisane lub nic nie jest napisane.
- Na tym etapie seminarzyści zadają sobie też pytanie „W jakim stopniu mogę samodzielnie wypisywać tutaj swoje myśli, wnioski?”. Zaskakuje mnie częstotliwość, z jaką nie są pewni, czy mogą coś wykoncypować lub opracowywać samodzielnie. Trzeba ich trochę naprowadzić na autonomię poznawczą. Uważa się w środowisku akademickim, że posiadają taką matrycę mentalną jeszcze ze szkół średnich, szczególnie studenci studiów I stopnia. Praca dyplomowa jest jednak już pracą samodzielną, a jeszcze bardziej jest nią praca magisterska. Oczywiście nie tak dalece jak doktorat czy tym bardziej habilitacja, ale to już są pierwsze kroki w badaniach i tak warto do tego podchodzić. Studenci mają prawo, a wręcz powinni sami wnioskować, argumentować przy przywołaniu stosownej literatury. Mają też prawo wymyślić sobie problem badawczy. Dlatego to jest taki twórczy etap, może trudny, ale przełomowy.
Kolejnym trudnym etapem jest część empiryczna, czyli badanie. Metodologia jest omówiona, przygotowana, przeczytana. Mamy napisane już dwa rozdziały i przychodzi moment projektowania badania. Wtedy okazuje się nagle, że dostęp do próby jest utrudniony, że możliwość zrealizowania badania jest utrudniona. Pojawia się wtedy pytanie „Czy ja dam radę to zrobić?”, po czym przychodzi kolejny moment transformacji „może jednak to zawężę, może tylko ten aspekt, a może ten drugi, inny”. Przychodzi czas wątpliwości.
- Czyli kolejne zderzenie z rzeczywistością?
- Tak, ale gdy już nastąpi ten przełom, a badanie jest zrobione, to potem wszystko płynie z reguły w dobrym kierunku. W mojej karierze promotorki miałam może osiem do dziesięciu osób na kilkaset, które obroniły się we wrześniu, a być może pięcioro studentów nie podeszło ostatecznie do obrony. Praktycznie większość moich studentów i studentek broni się terminowo. Myślę, że ten etap końcowy po badaniu jest już bardzo satysfakcjonujący, a nagroda na obronie - bezcenna.
- Może już odpowiedź na to ostanie pytanie się wyłoniła w trakcie tego wywiadu, ale co by Pani poradziła studentowi, który ma duże opóźnienie w pisaniu pracy dyplomowej i nie wie jak się do tego zabrać? Załóżmy, że utknął przy pisaniu rozdziałów i ma mało czasu np. dwa miesiące.
- Wówczas bardzo by się przydały jakieś metody i techniki zarządzania czasem. Coś w stylu, np. zmodyfikowanej analizy SWOT swoich celów, polegająca na rozpisaniu sobie szczerze skali własnych priorytetów. Inny sposób to tzw. „pytania kartezjańskie”, adoptowane często do pracy coachingowej. Dobrze zrobić sobie taką refleksyjną autoanalizę i zobaczyć co jest dla naszego projektu dyplomowego najważniejsze. Czy część teoretyczna, bo mi brakuje paru teorii do dopisania? Czy może część empiryczna, która jest już w toku, ale wymaga opracowania wyników? Zwracam studentom uwagę, żeby zawsze strategicznie planowali czas na pisanie wniosków badania, bo to zajmuje więcej czasu, niż się z reguły uważa. Jest to też, zarazem, najciekawszy element pisania pracy. Dodam jeszcze taką radę na koniec: zaczęłabym zawsze od czegoś, co „wciąga”. Pisanie twórcze to pisanie opatrzone ciekawością i emocjami. A wtedy czas się „kurczy pozytywnie”, czyli... można zdążyć.
- Dziękuję za rozmowę.