Udana komercjalizacja stworzonego przez naukowców UG testu na raka układu moczowego

Prof. dr hab. Adam Lesner

Prof. dr hab. Adam Lesner. Fot. Alan Stocki/UG.

Centrum Transferu Technologii Uniwersytetu Gdańskiego sprzedało właśnie prawa do wynalazku autorstwa prof. dr. hab. Adama Lesnera oraz dr Natalii Grubej z Wydziału Chemii UG. Naukowcy opracowali diagnostyczny test do wykrywania choroby nowotworowej nabłonka układu moczowego, nazywanej potocznie rakiem układu moczowego. Poprawi on jakość życia pacjentów i zwiększy skuteczność diagnostyki tej choroby.

Prace nad testem były skomplikowane i trwały przez lata. Wszystkie sprzedane wynalazki prof. Adama Lesnera oraz dr Natalii Grubej - czyli cztery polskie patenty i jeden europejski - swoim zakresem obejmują test diagnostyczny do wykrywania choroby nowotworowej nabłonka układu moczowego.

Wynaleziona przez chemików z UG metoda diagnozowania tego rodzaju nowotworu jest ogromnym sukcesem i alternatywą dla obecnie stosowanych w praktyce: bioanalitycznej metody identyfikacji komórek nowotworowych w próbce moczu, obrazowania przy użyciu metod ultrasonograficznych (USG) i wziernikowania. Dodatkowo jest ona zupełnie bezinwazyjna dla pacjenta - aby wykryć chorobę, nawet na bardzo wczesnym etapie, pobiera się jedynie próbkę moczu.

Centrum Transferu technologii UG, które niemal od początku zaangażowane było we współpracę z twórcami testu, właśnie sprzedało do niego prawa firmie Urteste, która przeprowadzi dalsze prace badawczo-rozwojowe (R&D), a finalnie wprowadzi produkt na rynek.  

- Proces transferu technologii innowacyjnych wyników badań z uczelni na rynek jest bardzo złożony. Zespół CTT UG we współpracy z naukowcami stale monitoruje  innowacyjne wyniki badań oraz zgłasza do ochrony patentowej te, które mają realną szansę późniejszego wejścia na rynek. Cieszy nas to, że udaje się doprowadzić proces komercjalizacji do końca i sprzedać prawa do wynalazków stworzonych na UG - mówi Dyrektorka CTT Katarzyna Gronowska. - Partnerstwo z firmą Urteste dopiero się rozpoczyna, liczymy jednak na dalszą owocną współpracę nad rozwojem innych technologii wywodzących się z UG. Urteste to bardzo wiarygodny partner, który specjalizuje się w tworzeniu innowacyjnej technologii umożliwiającej wykrywanie chorób nowotworowych na wczesnych etapach rozwoju i który w krótkim czasie wszedł na giełdę i ze spółki z ograniczoną odpowiedzialnością stał się spółką akcyjną.

Jak podkreśla prezes Urteste, dalszy rozwój testu wykrywającego raka pęcherza moczowego jest ważnym dla spółki przedsięwzięciem.

- Pierwszym krokiem jest przeprowadzenie intensywnych prac badawczo-rozwojowych (R&D) w celu opracowania skutecznego testu diagnostycznego. Kluczowym aspektem rozwoju projektu będzie oczywiście jego finansowanie. Spółka zainwestuje znaczne środki w R&D oraz wykorzysta własną infrastrukturę laboratoryjną, ale będziemy też poszukiwać zewnętrznych źródeł finansowania, głównie w postaci grantów - mówi Prezes Zarządu Urteste Grzegorz Stefański. - W kontekście komercjalizacji projektu planujemy poszukiwać partnera biznesowego, który pomoże nam w skomercjalizowaniu testu. Ten partner mógłby być firmą diagnostyczną, która ma doświadczenie we wprowadzaniu podobnych produktów na rynek - dodaje.

Stworzenie bezinwazyjnego testu diagnozującego nowotwór układu moczowego to wielkie osiągnięcie zespołu naukowców z UG. Jak zrodził się pomysł na badania i jak wyglądała droga do komercjalizacji? Pytamy o to autora - prof. Adama Lesnera z Pracowni Analityki i Nanodiagnostyki Biochemicznej Katedry Technologii Środowiska Wydziału Chemii UG.

Elżbieta Michalak-Witkowska: - Czy pamięta Pan początki prac nad testem?

Prof. dr hab. Adam Lesner: - Moja grupa badawcza, działająca w ramach Pracowni Analityki i Nanodiagnostyki Biochemicznej, od bardzo długiego czasu zajmuje się enzymami proteolitycznymi, czyli takimi, które trawią białka i peptydy. Początkowo pracowaliśmy nad układem z jednym znanym enzymem i próbowaliśmy szukać jego aktywności. Działo się tak przez 25 lat - wybieraliśmy jeden enzym, który potem analizowaliśmy i tworzyliśmy określone narzędzia chemiczne, będące podstawą naszego patentu. W pewnym momencie postanowiliśmy poszukać określonego rodzaju enzymu - nie tylko dostępnego na półce „sklepowej”, czyli komercyjnie. Szukaliśmy aktywności określonych enzymów w płynach ustrojowych: krwi, osoczu, moczu i ślinie. Chodziło nam o to, by sprawdzić, czy aktywność konkretnych enzymów jesteśmy w stanie zobaczyć w bardziej skomplikowanym układzie biologicznym, gdzie tych enzymów jest więcej niż jeden, gdzie aktywności enzymów się na siebie nakładają. Początkowo skupialiśmy się na osoczu, co dało mocno niezadowalający efekt. Drugim etapem badań była ślina i mocz. Zauważyliśmy, że mocz bardzo dobrze nadaje się do naszych badań, a kiedy okazało się, że aktywność enzymów jest w nim niewielka i dobrze odzwierciedla stan organizmu, uznaliśmy, że ten obszar warto eksplorować dalej i że należy kontynuować badania.

- To było siedem lat temu, w 2017 roku?

- Tak, już wtedy doszliśmy do rozwiązania, ale niestety nie udało nam się uzyskać finansowania na dalsze badania, a trzeba było zainwestować znaczne kwoty. Mieliśmy za to związek, który pod wpływem moczu osób z nowotworem układu moczowego rozpadał się (zaś nie rozpadał się w przypadku osób zdrowych). Tę aktywność byliśmy w stanie monitorować, badać, rejestrować.

- Słuchając Pana opowieści, dostrzegam, że cała ta przygoda wdrożeniowo-komercjalizacyjna była w tym przypadku mocno zawiła.

- Zdecydowanie można tak to ująć. Zawiła, wieloetapowa i wyboista. Od początku mieliśmy jednak pewność, że zmierzamy w absolutnie dobrym kierunku. Dość szybko opracowaliśmy prototyp. Nasze rozwiązanie wymagało jednak poprawy, należało określić jego parametry diagnostyczne. Kiedy w trakcie badań, prowadzonych we współpracy z Oddziałem Urologii Szpitala Wincentego a Paulo w Gdyni, którym kieruje dr Lech Stachurski, okazało się, że skuteczność naszego testu jest lepiej niż dobra - wykazywał on skuteczność na poziomie 80-90 proc. - wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać.

- Jak z punktu widzenia naukowca ocenia Pan współpracę z otoczeniem społeczno-gospodarczym?

- Kiedy nie jest się z natury biznesmenem, to środowisko biznesowe i wszelkie zawiłe procedury współpracy z nim mogą przytłoczyć. Tu doskonale sprawdza się rola Centrum Transferu Technologii UG, które wspiera naukowców na każdym etapie - od zgłoszenia patentowego i zabezpieczenia prawa do własności aż po proces poszukiwania partnera biznesowego. Ich pomoc przy monitorowaniu terminów opłat w Urzędach Patentowych, odpowiadaniu na liczne pisma czy wykonywaniu szeregu dodatkowych analiz rynkowych, wycen i badań, jest niezwykle cenna.  Mam oczywiście kolegów, którzy z sukcesem łączą rolę naukowca i biznesmena, jednak to wymaga mnóstwa energii i znajomości rynku.

- Czy i w jaki sposób młody naukowiec mający pomysł na wynalazek może go zrealizować ? Czy procedury, które mamy na uczelni, są w tej kwestii pomocne i jasne? 

- Procedury formalnie są łatwe, są też ładnie rozpisane, wzbogacone o schematy. Ale niektórych terminów czy pojęć naukowiec po prostu nie rozumie. Nie znamy też potencjalnego rynku, z którym moglibyśmy się kontaktować, by przedstawić propozycję firmom bardziej zainteresowanym naszymi rozwiązaniami.

Dla młodego naukowca przejście z punktu zero, czyli od pomysłu, do osiągnięcia celu, który nazywam masą krytyczną, a potem zaprezentowanie się w gronie nienaukowym, zdobycie funduszy, przekonanie do siebie inwestorów, którzy są w stanie za realną na dany moment obietnicę sfinansować określony etap badań - to bardzo duże i trudne wyzwanie.

Jestem w stanie wyobrazić sobie, że naukowiec z genialnym pomysłem nie ma funduszy na wprowadzenie swojego rozwiązania na rynek.

- Czyli wszystko rozbija się o pieniądze. W dodatku niemałe.

- Posłużę się przykładem. Moim obszarem zainteresowań jest diagnostyka schorzeń. Żeby wprowadzić wynalazek na rynek, trzeba m.in. wykonać tzw. eksperyment medyczny. Daje on obiektywnie wyniki, dzięki którym wiadomo już, że nasz wynalazek jest wystarczająco skuteczny. Koszt takiego eksperymentu w naszym kraju to kwota do miliona złotych. Przy niepewnym wyniku (bo mimo wiary w swój wynalazek naukowiec, zwłaszcza na początku drogi do komercjalizacji, nie może przecież mówić o żadnej pewności) ciężko znaleźć te środki. Młodzi naukowcy mogą mieć z tym problem, przez co nawet przełomowy wynalazek może nie spotkać się ze wsparciem finansowym. Warto też pamiętać, że dany pomysł nigdy nie jest ostatni. Naukowiec zawsze uważa, że jego wynalazek powinien się sfinansować.

- Rozpoczynacie współpracę z Urteste. Czy to daje realną szansę na szybkie pojawienie się Waszego testu na rynku?

- Prace nad testem należy prowadzić dalej. Trzeba dokonać walidacji naszych wyników w niezależnym ośrodku, przeprowadzić wspomniany wcześniej eksperyment medyczny i udowodnić taką skuteczność działania testu, która pozwoli zarejestrować go jako wyrób medyczny. To znów długa i wyboista droga.  

- Do czego będzie stosowany ten test? Zależy Wam najbardziej na tym, by pokazać postęp choroby w danym środowisku, analizować grupy ryzyka czy może stosować go na ogólnej populacji?

- Każdy z tych celów wymaga skonstruowania innego badania. Odpowiedź na to pytanie, czyli wybór grupy docelowej, jest wciąż nieznana. Decyzję musi podjąć Spółka. 

- Czego życzyć naukowcom-wynalazcom?

- Na pewno więcej pieniędzy na badania B+R. Nie ma ich teraz zbyt dużo.  No i puli projektów, która dotyczyłaby bardzo ryzykownych pomysłów, czyli takich, które nie mają szans na zrozumienie wśród ekspertów.

- Trzymam za to kciuki i życzę powodzenia. Dziękuję za rozmowę.

 

Elżbieta Michalak-Witkowska/Zespół Prasowy UG