![Prof. Wiesław Laskowski](/news/sites/ug.edu.pl.news/files/2025-02/005_Rektor_Laskowski_20240702_alstocki.jpg)
Prof. Wiesław Laskowski
Profesor fizyki, zdobywca wielu grantów krajowych i międzynarodowych, promotor, autor kilkudziesięciu publikacji naukowych poświęconych teorii kwantowej, w tym ujawnieniu poligamicznej natury kwantowej nielokalności, a także Prorektor Uniwersytetu Gdańskiego ds. Badań Naukowych - prof. Wiesław Laskowski w Dniu Nauki Polskiej opowiada, jak został naukowcem i dlaczego warto inwestować w naukę.
Dorota Rybak: - Jak to się stało, że został Pan naukowcem? Co Pana zainspirowało, kiedy połknął Pan naukowego bakcyla?
Prof. dr hab. Wiesław Laskowski: - Wydaje mi się, że po prostu nigdy nie przestałem nim być. Każde dziecko z natury jest naukowcem. Niektórzy tylko potem dorastają (śmiech). A tak na serio, moja historia rozpoczęła się w pierwszej klasie liceum, kiedy z niewiadomych powodów przygotowywałem się do konkursu z astronomii. Szukałem książek w szkolnej czytelni i natknąłem się przypadkiem na serię „Wykłady Feynmana z fizyki”. Przychodziłem je potem czytać na przerwach. Dwa lata później uczestniczyłem w zajęciach organizowanych dla uczniów na moim przyszłym wydziale. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że może to być pomysł na życie.
- Czy trudno łączyć aktywną pracę naukową z rolą prorektora? Jakie wyzwania stwarzają obie te role i która z nich jest trudniejsza?
- Na szczęście w równym stopniu cieszą mnie wyzwania tak naukowe, jak i organizacyjne. Jedne pozwalają trochę odpocząć od drugich. Nauka to pasja, a funkcja prorektora pozwala mieć realny wpływ na wsparcie nauki w naszej uczelni. Bycie aktywnym naukowcem pomaga w pełnieniu funkcji kierowniczej - wszelkie zmiany odczuwam również na sobie.
- Dlaczego ważne jest inwestowanie w naukę, zwłaszcza w badania podstawowe? Inwestowanie w badania, które mogą być szybko komercjalizowane i aplikowane, wydaje się oczywiste, ale badania podstawowe wydają się bardziej abstrakcyjne.
- Dziękuję za tak właśnie zadane pytanie. Nauka nie jest kosztem, jest inwestycją. Analizy pokazują, że z każdej złotówki zainwestowanej w badania mamy przynajmniej cztery złote zysku. Ale nauka to nie krótkoterminowa lokata. Prowadząc dzisiaj badania podstawowe, możemy myśleć o aplikacjach może za kilkanaście lat. Teoria kwantowej informacji, dziedzina, w której pracuję, została zapoczątkowana kilkadziesiąt lat temu z bardzo abstrakcyjnych konceptów. Wtedy mało kto traktował je poważnie. Dzisiaj to jeden z najszybciej rozwijających się nurtów fizyki z bardzo obiecującymi zastosowaniami. Wszystkim, którzy chcieliby ograniczać finansowanie do badań stosowanych i inżynieryjnych, przytoczę zdanie wypowiedziane przez George’a Smoota, amerykańskiego astrofizyka: „Gdybyśmy prowadzili tylko badania stosowane, nadal wytwarzalibyśmy wyłącznie coraz lepsze włócznie”.
- Jakie naukowe marzenia ma Pan dla naszego uniwersytetu?
- Marzy mi się, by Uniwersytet Gdański był miejscem przyjaznym do prowadzenia badań. Miejscem, w którym nasi naukowcy, ale także naukowcy z całego świata, mogą i chcą realizować swoje ambitne projekty.
W ostatnim roku poprzedniej kadencji przeprowadziliśmy reformę biur projektowych, tak by jeszcze silniej wesprzeć ten obszar. W niedawno przeprowadzonej ankiecie kierownicy projektów ocenili działalność biur na średnio 8.6 w skali od 0 do 10. To bardzo dobry wynik. Teraz chcemy zrobić kolejny krok, wzmacniając poziom merytoryczny kadry oraz jeszcze bardziej wspierając naukowców w pozyskiwaniu tych najbardziej wymagających projektów wpisujących się w priorytety regionu, kraju i Europy.
Ważne jest też to, byśmy utrzymali i wzmacniali pozycję naukową uniwersytetu. Jesteśmy na dobrej drodze. Jeśli popatrzymy na to, jak publikują nasze badaczki i badacze, to widzimy, że bardzo duży odsetek artykułów ukazuje się w najbardziej prestiżowych czasopismach, tych z pierwszego decyla wg bazy Scopus. Od trzech lat utrzymujemy się pod tym względem w pierwszej trójce uniwersytetów klasycznych w Polsce. Pamiętamy jednak, że publikowanie nie jest celem samym w sobie. Łatwo się w tym zatracić i zapomnieć o zasadach etyki i rzetelności. Na to w Uniwersytecie Gdańskim zgody nie ma.
- Czy jest jakieś odkrycie naukowe, na które Pan czeka? Coś, co Pan śledzi z zainteresowaniem?
- Odpowiem przekornie. Czekam na takie odkrycie, na które nikt nie czeka i którego nikt się nie spodziewa. Wiele głośnych odkryć naukowych powstało przez przypadek. Tak odkryto np. penicylinę, promieniowanie rentgenowskie czy nadprzewodnictwo. Jeśli chodzi o to ostatnie, to czekam na odkrycie zjawiska nadprzewodnictwa w temperaturze pokojowej i przy normalnym ciśnieniu. W tym zjawisku materiał przewodzi prąd elektryczny bez żadnego oporu, co oznacza brak strat energii. Dużo ciekawych pytań stawia się też ostatnio w kosmologii i astrofizyce.
- Czy ma Pan jakiegoś swojego ulubionego naukowca, kogoś, kto do dzisiaj Pana inspiruje? A może jest jakiś naukowiec, który Pana zdaniem nie jest tak rozpoznawalny, jak powinien? Ktoś, komu należy się więcej miejsca w publicznej świadomości?
- Chyba nie mam kogoś takiego. W ogóle w naukach ścisłych nie za bardzo przepadamy za autorytetami. Ważne jest, co zostało zrobione, a chyba mniej kto tego dokonał. Jeśli miałbym kogoś wskazać, to zawsze pierwsza przychodzi mi do głowy Emmy Noether, ceniona za rewolucyjny wkład w rozwój matematyki oraz za sformułowanie twierdzenia, które połączyło symetrię z zasadami zachowania w fizyce. Zrobiła to w 1918 roku! Przez długi czas była w cieniu, zmagając się z dyskryminacją ze względu na płeć i brakiem oficjalnego uznania jej osiągnięć.
- Jak wygląda stan polskiej nauki na tle nauki światowej? Czy możemy konkurować - a jeszcze lepiej, skutecznie współpracować - z wiodącymi ośrodkami badawczymi na świecie? Jaki wpływ mają na to kwestie finansowe?
- Nie przepadam za sformułowaniem „polska nauka”. Nauka nie ma narodowości, tak jak i nie ma płci. Ponad 40% publikacji indeksowanych w Scopusie z afiliacjami do polskich jednostek powstało we współpracy z kimś z zagranicy. W Uniwersytecie Gdańskim bardzo dbamy o to, by wyniki badań były w obiegu międzynarodowym.
Zdecydowanie możemy natomiast mówić o stanie polskich instytucji naukowych. Przedstawię bardzo wymowne porównanie - budżet Uniwersytetu Oxfordzkiego stanowi niemal połowę całkowitego budżetu przeznaczonego na naukę i szkolnictwo wyższe w Polsce. Instytucjonalnie nie jesteśmy w stanie dogonić w tej chwili świata. Zeszłotygodniowe obietnice Premiera Tuska inwestycji w naukę, jako pierwszy filar rozwoju kraju, uważam za bardzo dobre i potrzebne.
Jest jeszcze jeden ważny i bardziej pozytywny aspekt konkurencyjności nauki uprawianej w polskich instytucjach. Odpowiem na przykładzie Uniwersytetu Gdańskiego, średniego i młodego uniwersytetu, któremu ciężko konkurować z dużymi i „dorosłymi” jednostkami, takimi jak Uniwersytet Warszawski czy Jagielloński, nie mówiąc już o dużych uniwersytetach europejskich. Ale każda z naszych dyscyplin ma takie zagadnienie, w którym jesteśmy rozpoznawalni w kraju i na arenie międzynarodowej. To musimy uczynić naszą przewagą i kluczem do współpracy.
- Jest Pan fizykiem - to z jednej strony nauka bardzo precyzyjna, wymagająca, trudno przyswajalna dla wielu ludzi, z drugiej jednak strony działająca na wyobraźnię, badająca granice niemożliwego i chętnie wykorzystywana w popkulturze. Czy ma Pan jakieś ulubione dzieło popkultury (książkę, film, serial), które wykorzystuje badania z zakresu fizyki? Jeśli ogląda Pan film, którego akcja np. toczy się w kosmosie, tropi Pan błędy naukowe czy raczej przyjmuje fikcję z przymrużeniem oka i nie zwraca na nie uwagi?
- Nie należę do osób, które szukają błędów i nieścisłości w filmach. Ale mam takich kolegów (śmiech). Filmy rządzą się swoimi prawami i zawsze będą zawierać nieścisłości. No bo kto by chciał oglądać nieme „Gwiezdne Wojny”? A przecież w kosmosie panuje próżnia i dźwięk się nie rozchodzi. Przykładowym filmem, który dość wiernie oddaje fakty naukowe, w tym wizualizację czarnej dziury, jest „Interstellar”. Jego konsultantem był fizyk teoretyk, noblista, Kip Thorne.
Ale przyznam się, że nie lubię filmów naukowych. Natomiast dużą frajdę sprawia mi oglądanie tych, które w jakiś sposób pokazują środowisko naukowców. Wprost uwielbiam serial „Big Bang Theory”.
- Co by Pan poradził młodym naukowcom, którzy dopiero zaczynają karierę? Czy w ogóle warto wchodzić w naukę - i dlaczego tak?
- Warto, oczywiście, że warto! Ale trzeba być świadomą czy świadomym tego wyboru.
W nauce nie ma drogi na skróty. Najważniejsze, by każdy znalazł dla siebie jakąś niszę, gdzie nikt jeszcze nie zajrzał. Uczucie, że wie się o czymś jako pierwsza osoba na świecie (a może i we Wszechświecie), jest niesamowite. Taka anegdotyczna „Eureka!” Archimedesa.
I właśnie z okazji Dnia Nauki Polskiej, życzę wszystkim wielu takich „Eurek!”.