Julia Kamińska, aktorka, scenarzystka
Dlaczego wybrałaś germanistykę na UG?
Germanistykę wybrałam ponieważ znałam język niemiecki. Trochę ze szkoły, ale głównie dlatego, że moja rodzina jest z Gdańska od pokoleń. Moja babcia do 16 roku życia była obywatelką Wolnego Miasta Gdańska, język niemiecki jest jej pierwszym językiem. Zawsze był obecny w naszej rodzinie, dlatego od dziecka miałam dobry niemiecki akcent. Kiedy byłam mała, babcia Eva usypiała mnie niemieckimi kołysankami. Nie rozumiałam ich, ale od tamtej pory niemiecki kojarzy mi się z bezpieczeństwem. W Polsce to rzadko spotykana konotacja (śmiech). Ale mówić tak naprawdę nauczyłam się na studiach. Byłam ciekawa tego języka, historii regionu. Do dziś jestem zafascynowana historią Gdańska, rodziny i rodzin znajomych, którzy tutaj zostali, ponieważ byli bardziej przywiązani do miejsca niż do nazw. Chciałam zgłębić tę wiedzę. Dlatego germanistyka.
Czy z miłości do miasta zdecydowałaś się na Uniwersytet Gdański a nie inną uczelnię w kraju?
Kocham Gdańsk, kocham to miejsce. Ale faktem jest też, że zostałam w Gdańsku z tchórzostwa. Bardzo chciałam być aktorką ale nie odważyłam się zdawać do szkoły teatralnej. To wydawało się zbyt odległe, żeby mogło stać się prawdą. A Uniwersytet Gdański był tuż obok. Czułam się humanistką, lubiłam uczyć się języków obcych, więc to było oczywiste miejsce studiów. Składałam papiery na germanistykę, skandynawistykę i jeszcze gdzieś, nawet nie pamiętam, ale dostałam się wszędzie. Wybrałam filologię germańską i to był dobry wybór
Czy znalazłaś na studiach to czego szukałaś – język niemiecki taki jakim go sobie wyobrażałaś ale i powiązany z historią miejsca, Gdańska. Czy jednak nastąpiło zderzenie – nauka historii języka, inna literatura?
Absolutnie nie było rozczarowania. Na 2 roku zyskałam taką świadomość języka i takie umiejętności, że byłam w stanie odszukać sobie to czego szukałam: mogłam bez większych problemów czytać książki w języku niemieckim, które znajdowałam w domu. Poza tym – to były naprawdę ciekawe studia.
Czy byli wykładowcy, których wspominasz szczególnie dobrze?
Generalnie wykłady były ciekawe, a wykładowcy profesjonalni i sympatyczni, ale chyba najbardziej lubiłam zajęcia mgr Astrid Popien, która prowadziła też zajęcia teatralne. Wystawialiśmy „Operę za 3 grosze” Bertolda Brechta. O tym doświadczeniu pisałam swoją prace licencjacką. Zauważyłam, że dzięki temu, że tworzymy spektakl teatralny wielu z nas mówi lepiej. Konstrukcje gramatyczne, których używaliśmy po wielokroć na próbach, podparte zagranymi emocjami – świetnie się przekładały później na umiejętności komunikacyjne.
Przerwałaś studia, żeby móc grać w serialu. Potem wróciłaś. Dlaczego?
Bardzo nie lubię zostawiać za sobą niezakończonych spraw. Miałam za sobą dwa lata studiów, które z trudem udało mi się zakończyć: kiedy zaczynałam zdjęcia do „BrzydUli” to miałam niezaliczony egzamin z PNJ, czyli z praktycznej nauki języka. Najtrudniejszy tak naprawdę. Pracę zaczęłam w czerwcu, byłam obecna w 90% kręconych scen, więc czasu na naukę było… właściwie w ogóle go nie było. Ale zawzięłam się i się udało.
U kogo miałaś ten egzamin?
U doktora Michajłowa. Świetny wykładowca. Bardzo dobrze wspominam jego zajęcia, choć były bardzo emocjonujące, trudne.
Rozumiem, że wróciłaś bo lubisz kończyć ale to chyba nie była łatwa decyzja, przecież już wciągnęłaś się w świat filmu, teatru. Zwłaszcza, że ten świat był zawsze Twoim drugim domem. Od zajęć w Wybrzeżaku.
Od Wybrzeżaka wszystko się zaczęło, to było miejsce mojego osobistego rozwoju. Zawsze ciągnęło mnie w stronę aktorstwa, ale germanistyka też była dla mnie ważna. Po tak intensywnej pracy zawodowej tęskniłam za życiem studenckim. Szkoda mi było pracy, którą włożyłam w poprzednie lata. Pierwszy rok był najtrudniejszy, musiałam pokonać barierę językową. Pamiętam jak zaczęliśmy omawiać poemat Der arme Heinrich. Przeczytałam cały i… zrozumiałam cztery słowa: ‘arme’, ‘Heinrich’, ‘nein’ i ‘ja’. No, może to przesada ale żeby zdać maturę z niemieckiego naprawdę nie trzeba było być osobą mówiącą płynnie. I ja płynnie nie mówiłam, mój zasób słownictwa też nie był spektakularny. Przez dwa lata na UG nauczyłam się bardzo dużo i trudno byłoby mi zrezygnować z nagrody, czyli z dyplomu. Poza tym wiedziałam, że z każdym kolejnym miesiącem jest łatwiej. Studenci z czasem zyskują zaufanie wykładowców, z uczniów stają się powoli partnerami. Trzeci rok to była bajka.
A jak przyjęto Cię na studiach po powrocie?
Było bardzo sympatycznie. Nikt mi nie dał odczuć, że to coś nie tak, że zniknęłam na dwa lata.
Czy zdarzały się sytuacje kiedy czułaś, że Twoja popularność ułatwia Ci studiowanie? Czy wręcz przeciwnie?
Nie, absolutnie, wszystko odbywało się bardzo profesjonalnie. Z początku zdarzało się, że czułam na sobie wzrok studentów na korytarzach ale to minęło bardzo szybko.
Czy Ty sama czułaś taką presję, że fakt, że jesteś znana i rozpoznawana obliguje Cię do tego, żeby uczyć się lepiej i starać się bardziej niż pozostali studenci?
Nie. Zawsze czułam się zobligowana, żeby się starać i to się nie zmieniło. Zawsze też miałam problem z egzaminami ustnymi i to też się nie zmieniło, i pewnie się już nie zmieni. To mnie martwi, bo nie wykluczam, że wrócę jeszcze na studia. To ciekawe, bo przecież zarabiam na co dzień występując przed publicznością dużo liczniejszą niż standardowa komisja egzaminacyjna. To jest paradoks. Kiedy piszę egzamin - to jestem zamknięta w swoim świecie i czuję się bezpiecznie. Natomiast kiedy rozmawiam face to face, zawsze antycypuję nieszczęście, mam wyrzuty sumienia, że pewnie czegoś nie wiem, że się czegoś nie douczyłam… Sporo egzaminów zawaliłam właśnie ze względu na bezsensowne nerwy.
Czy pamiętasz taki egzamin, na którym zacięłaś się kompletnie?
Miałam kilka takich egzaminów, że było blisko. Pamiętam egzamin z gramatyki opisowej języka niemieckiego… Moja koleżanka z roku - Marta, która była taką naszą przodowniczką – miała zawsze świetne notatki i same piątki - zaliczyła ten egzamin u profesor Łopuszańskiej przed wszystkimi. Zdała celująco i zachęcała mnie: że ten egzamin jest super, i że w ogóle nie ma się czego bać. Poszłam więc na ten egzamin, może nie byłam aż tak oblatana w temacie jak Marta, ale czułam się pewnie. Na wstępie użyłam złego czasownika: powiedziałam „ich vermute” czyli przypuszczam zamiast „ich weiss” albo „ich bin sicher” czyli wiem, jestem pewna. I to natychmiast zapaliło lampkę ostrzegawczą – „Jak to pani przypuszcza? Czyli nie wie pani”. I to był koniec (śmiech).
Czy korzystałaś z tzw. życia studenckiego czy przede wszystkim uczyłaś się?
Byłabym może bardziej szaloną uczestniczką życia studenckiego gdybym mieszkała w akademiku. Tymczasem mieszkałam u rodziców na Ujeścisku, daleko od kampusu. Musiałam dojeżdżać kilkoma środkami komunikacji. Jak już dojechałam do domu i znowu miałam wracać na Przymorze, żeby pójść np. do Ygreka na piwo, to… niespecjalnie mi się chciało. Ale mam za sobą kilka koncertów w Kwadratowej, parę szalonych imprez… To był dobry czas. Było też tak, że zrywaliśmy się z jakiegoś wykładu i szliśmy tu na górki wypić nielegalne piwo pod chmurką, albo na plażę.
Wróćmy do wyboru studiów – składałaś papiery na kierunki językowe – czy już wtedy zastanawiałaś się kim będziesz po tych studiach?
Myślałam o byciu nauczycielką. Gdyby inaczej wszystko się potoczyło to przypuszczam, że dziś uczyłabym w szkole i czułabym, że to jest moje powołanie. Całkiem dobrze wspominam praktyki, chociaż odbywałam je w trudnej dla początkujących nauczycieli szkole - w gimnazjum. Przez chwilę zaświtała mi też myśl, żeby zostać tłumaczem. Najczęściej jednak tłumaczami zostają te osoby, które od dzieciństwa są dwujęzyczne, to jest ten poziom biegłości, który pozostałym trudno jest osiągnąć.
Jesteś również autorką scenariuszy. Czy studia pomogły Ci w jakiś sposób w pisaniu?
Na pewno tak, bo ten zawód wymaga z jednej strony fantazji, a z drugiej –uporządkowania. Pisząc, trzeba mieć bardzo dużą świadomość językową, być wprawnym w słowie. I takie studia to na pewno zapewniają, nawet, jeśli to język obcy. Kontakt z literaturą jest nie do przecenienia.
Na początku kariery aktorskiej powiedziałaś, że chcesz pisać doktorat, teraz wspomniałaś, że chcesz napisać pracę magisterską. Planujesz więc powrót właśnie na germanistykę czy myślałaś o innym kierunku na drugim stopniu?
Myślałam o pisaniu scenariuszy. Scenariopisarstwo można studiować w Łodzi, w Szkole Filmowej, ten kierunek kończyło sporo moich znajomych. Po licencjacie językowym można zdobyć wyższe wykształcenie w innym kierunku, więc na pierwszy rzut oka nic nie stoi na przeszkodzie. Jednak, kiedy poprzednio zdecydowałam się na powrót na studia, wiązało się to z tym, że po ukończeniu ich, miałam bardzo mało pracy jako aktorka. Trochę się tego obawiam, bo aktorstwo to cały czas moja największa pasja. Możliwe jednak, że nadejdzie taki moment, że będę potrzebować takiej przerwy. Wtedy jak najbardziej – będę chciała to zrobić, bo – kurczę – studiowanie jest super! Kiedy porównuję sobie ile miałam wolności jako studentka, a ile obowiązków mam w pracy zawodowej - to studiowanie wydaje się wakacjami. Mam tendencję do brania sobie na głowę masy obowiązków. Od roku na przykład mam swój salon fryzjerski. Zatrudniam ludzi, w praktyce uczę się zarządzania zespołem i marketingu.
Nie ciągnie cię do Gdańska?
Czasem dopada mnie tęsknota – oglądam w Internecie mieszkania w Gdańsku, sprawdzam ile kosztują, ale na razie na przeprowadzkę się nie zanosi. Mam kilka planów na życie, zobaczymy gdzie mnie rzuci. Obecnie pisanie jest najbardziej fascynującą częścią mojego życia zawodowego. A pisać można zdalnie. Jeśli zamówienie jest z Warszawy, to dzięki internetowi mogę je realizować nawet za granicą.
Jesteś młodą osobą ale z dużym doświadczeniem zawodowym - może jest więc coś co chciałabyś przekazać studentom, kandydatom na Uniwersytet Gdański?
Studia to chyba najfajniejszy okres w życiu, warto więc studiować długo (śmiech). Najlepiej to, co się lubi, bo to gwarancja braku nudy.
Dziękuję za rozmowę.