- Byliśmy chłopakami z polonistyki, nasi koledzy i koleżanki już byli za kratami. Jak byśmy mogli im spojrzeć w twarz, gdybyśmy wówczas schowali się w domach pod pierzyną? – wspomina strajk i studencki protest zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku Leszek Biernacki, ówczesny student UG i jeden z liderów Niezależnego Zrzeszenia Studentów na uczelni.
Na wiadomość o ogłoszeniu stanu wojennego 40 lat temu NZS na UG od razu proklamowało bezterminowy strajk. Także pracownicy naukowi, należący do Solidarności ogłosili strajk. Z Leszkiem Biernackim, uczestnikiem i świadkiem wydarzeń trzech dni grudnia 1981 roku na UG i w Stoczni rozmawia Ewa Karolina Cichocka.
- Ten moment od pamiętnej niedzieli 13 grudnia 1981 roku opisujesz dokładnie w swojej nieopublikowanej jeszcze książce pt. Reduta. Studenci z robotnikami, Gdańsk 1980-1985, tom II Niepokonani. Czy dobrze pamiętasz ten czas, mimo że minęło okrągłe 40 lat?
- Z biegiem lat pamiętam coraz mniej. Ale dzięki temu, że od dawna zbieram relacje, wspomnienia, dokumenty, a także dlatego, że robiłem wówczas zdjęcia, coś w pamięci mi jeszcze zostało. Więcej tych wspomnień jest jednak w moich zapiskach, niż w głowie. To setki nazwisk, dziesiątki dokumentów, wynotowanych wypowiedzi. Nie sposób byłoby to wszystko zapamiętać.
- Szybko, bo już 14 grudnia powstał Uczelniany Komitet Strajkowy UG, choć zdaje się, że zdania, co do prowadzenia formy protestu i sprzeciwu wobec wprowadzenia stanu wojennego w środowisku były podzielone?
- Wśród członków NZS wahań nie było. Postanowiliśmy strajkować do skutku. Czyli do wypuszczenia internowanych i przywrócenia Solidarności lub do wyprowadzenia nas z budynku przez ZOMO. Nie planowaliśmy czynnego oporu. Byliśmy nastawieni na pokojowy protestu. Pracownicy naukowi przed podjęciem decyzji bardziej się wahali i rozważali różne formy protestu. Trwało to jednak krótko i postanowili także wezwać pracowników UG do strajku.
Na czele Uczelnianego Komitetu Strajkowego stanął szef Solidarności na UG dr Maciej Żylicz. W składzie komitetu znalazło się pięciu studentów i pięciu pracowników. Pracownicy: dr Dariusz Figiel, dr Janusz Golichowski i dr Jerzy Keiling (odpowiedzialni za informację), Marceli Krogulec (odpowiedzialny za straż strajkową) i Henryk Szabała, zaś Piotr Nowina-Konopka i jego zastępca Tadeusz Zaleski zorganizowali sekretariat strajkowy.
Studentów z NZS reprezentowali: Leszek Biernacki (łączność ze Stocznią Gdańską), Maciej Płażyński, Janusz Prendota (odpowiedzialny za druk), Marek Sadowski (szef Komitetu Strajkowego NZS na UG)
i Marek Zająkała.
Nie ma co ukrywać, że z powodu bardzo napiętej sytuacji w kraju, informacji o aresztowaniach
i siłowych, bardzo okrutnych interwencjach ZOMO
i służb specjalnych, dochodziło
do ostrych dyskusji między nami, a także z pracownikami uczelni
i dziekanem prof. Wacławem Odyńcem oraz rektorem prof. Robertem Głębockim.
Nikt nie zamierzał dopuścić do tragedii. Problemem był wybór najlepszej formy protestu, który miałaby znaczenie dla Solidarności i NZS-u, dla dalszej walki z władzą. Poddanie się bez protestu i rozejście się do domów nie odpowiadało studentom z NZS.
- Zaczęły się już pierwsze aresztowania i internowania studentów. Później zapadły nawet kilkuletnie wyroki. Gdańsk ogłoszono strefą graniczną, studenci opuszczali akademiki. W pośpiechu ukrywano dokumenty, powielacz został wywieziony na sankach… Czy w tej sytuacji studenci, członkowie NZS-u mieli rozterki, czy byli zdecydowani kontynuować protest?
- Było różnie. Każdy miał rozterki, ale w końcu musiał podjąć samodzielnie decyzję. Na dalszą walkę, w tak niebezpiecznych warunkach, zdecydowała się mniejszość. Tylko około 80 studentów wraz z czterema pracownikami naukowymi pojechało podtrzymać wieczorem 15 grudnia strajk w Stoczni Gdańskiej, którym kierował wówczas Bogdan Borusewicz. Później, z grona tych studentów powstała siatka konspiracyjna NZS-u w Trójmieście. Jednak wielu tzw. radykałów z czasów jesiennego strajku radomskiego pochowało się wtedy gdzieś po kątach… Zabrakło im odwagi w tym najtrudniejszym okresie.
- Po trzech dniach strajku NZS-u nie było jednomyślności, co do dalszych jego losów na UG. KZ Solidarności zakończyła go, NZS postanowiło kontynuować go w Stoczni. Jak trudna była to dla was decyzja? Co stało się z protestem studenckim później, po 15 grudnia?
- Uczelniana Solidarność była przeciwna wezwaniu pracowników i studentów do przeniesienia strajku z UG do Stoczni Gdańskiej. Maciek Żylicz tłumaczył, że należy każdemu dać wolny wybór. Każdy w swoim sumieniu miał rozstrzygnąć co zrobi. Dlatego ogłosił we wtorek wieczorem 15 grudnia na wiecu decyzję o zawieszeniu strajku na uczelni. Siedzący obok rektor prof. Robert Głębocki prosił o zakończenie strajku i udanie się do domów.
Cały ciężar wezwania strajkujących do pomocy Stoczni Gdańskiej spadł na Marka Sadowskiego. Zaapelował o udanie się do Stoczni i kontynuowanie tam strajku w obronie uwięzionych i przywrócenie Solidarności. Był to bardzo dramatyczny wiec. Nie było wówczas prostych wyborów, tym bardziej, że wieczorem w radio poinformowano o użyciu broni w kopalni Manifest Lipcowy, a dzień później władza strzelała w kopalni Wujek.
- Jako jeden z liderów NZS-u trafiłeś wówczas do Stoczni. To był gorący czas podejmowania decyzji i formowania się struktur strajkowych. Jaka tam panowała wówczas atmosfera?
- To ja przyniosłem we wtorek 15 grudnia na Humanę (tak nazywano ówczesny Wydział Humanistyczno-Historyczny UG – dop. red.) dwukrotnie prośbę o przeniesienie strajku z UG do Stoczni. Nie musiałem do tego przekonywać kolegów z NZS-u. Przecież wówczas w naszych oczach najważniejszym strajkiem w Polsce był strajk w Stoczni. Tak długo jak tam strajkowano, tak długo była nadzieja, że w Polsce uda się wywołać strajk generalny, a tylko taki był w stanie wymusić na władzy ustępstwa.
We wtorek atmosfera w stoczni wśród nielicznych strajkujących była kiepska. Tylko przy bramach było sporo robotników. O wiele więcej było wtedy przed bramą mieszkańców Gdańska. Było to spowodowane pacyfikacją strajku w stoczni w nocy z poniedziałku na wtorek. Także wycofaniem spod Stoczni czołgów z nalepionymi logami Solidarności i kwiatami. Zastąpił je nowy oddział, który już nie dopuszczał do bratania się z ludźmi.
W Stoczni prognozowano najgorszy wariant - kolejną pacyfikację. Całą nadzieję wiązano z wytrzymaniem do środy 16 grudnia, gdy na zapowiedziane uroczystości w rocznicę 1970 roku przybędą dziesiątki tysięcy ludzi. Wówczas bramy stoczni zostałyby otwarte i do strajku mogłoby się przyłączyć kilkanaście tysięcy ludzi. Wiedzieliśmy, że są małe szanse na realizację tego planu. Ale skoro była szansa, gdybyśmy tego strajku nie wsparli, chyba żałowalibyśmy do dziś.
Byliśmy chłopakami z polonistyki, nasi koledzy i koleżanki już byli za kratami. Jak byśmy mogli im spojrzeć w twarz, gdybyśmy wówczas schowali się w domach pod pierzyną?
Mój kolega Andrzej Kasperek tłumacząc naszą postawę posłużył się jakże trafnym cytatem z Edwarda Stachury: Chyba czuliśmy, że tak się nie robi, że trzeba pewne sprawy doprowadzić do końca, jak nas uczyli nasi ojcowie. A przede wszystkim, że wzięcie nóg za pas byłoby nie w porządku wobec naszych chłopaków. Tych, o których pisał Edward Stachura, pisarz wtedy bardzo dla nas ważny, a dziś zapomniany: Jakich chłopaków miałem na myśli? Czy ja wiem? Tak w ogóle. Naszych chłopaków… na przykład z Powstania Listopadowego, z Wiosny Ludów. Miałem na myśli tych z Powstania Styczniowego. I tych z Komuny Paryskiej. I tych z Wojny Domowej w Hiszpanii. I tych z Powstania Warszawskiego. Gdybyś ich zawołał i gdyby cię usłuchali, to byłaby wielka piękna armia duchów. A może chciałem znać odpowiedź na pytanie: Wielu was było? Bo gdyby spytali tak – cóż bym powiedział?
- No tak, Humana, chłopaki z polonistyki, Stachura i Słowacki… Robiłeś wówczas zdjęcia. To wyjątkowa dokumentacja tego czasu. Rozumiem, że także one oprócz relacji z tych wydarzeń znajdą się w twojej nowej książce?
- Nie było mi łatwo wówczas fotografować. Pod kurtką przemycałem ze stoczni nie tylko aparat fotograficzny, ale przede wszystkim najnowsze ulotki i informacje. Obowiązywał absolutny zakaz robienia zdjęć żołnierzom, czołgom, ale i strajkującej stoczni. Na krótko wyciągałem na wierzch aparat i po zrobieniu kilku ujęć chowałem go z powrotem. Nie bałem się robić zdjęć pod samą stocznią, gdzie było dużo ludzi i nie było milicyjnych patroli.
Obawiałem się, że ktoś może pójść za mną i w odpowiedniej chwili zaalarmuje patrol, że zrobiłem zdjęcia. W aparacie miałem zdjęcia nie tylko spod stoczni, ale także ze strajku w stanie wojennym na UG. Na jednym ze zdjęć jest plakat, który napisałem na Humanie i pojechałem z nim do Stoczni i przymocowałem przy bramie nr 2 na biurze przepustek-wartowni.
Ostatnie zdjęcia zrobiłem w nocy z 15 na 16 grudnia przy stoczniowej bramie nr 1 i kolejowej na kilka minut przed szturmem ZOMO, jak koledzy ogrzewali się w tę mroźną noc przy koksowniku. Sfotografowałem kordon zomowców z pałami, którzy stanęli blisko bramy nr 1 (od strony ul. Wałowej), ale jej nie zaatakowali. Na bramie była przymocowana dykta z napisem brama pod napięciem, był widoczny zamocowany do niej gruby kabel, oraz oparte butle z acetylenem. Butle były oczywiście puste, a kabel do niczego nie był podłączony. Ale zomowcy, o tym nie wiedzieli…
- Jesteś autorem trzech książek dokumentujących dzieje Solidarności i ruchu studenckiego na Wybrzeżu. To Kronika Solidarności. 20 lat dzień za dniem..., Gdy wieje wiatr historii... Studenci z robotnikami, Gdańsk 1976–1980, oraz dwutomowa Wiosna wolności, studenci z robotnikami. Gdańsk 1985-1989. Kolejna, która czeka na publikację to Reduta. Studenci z robotnikami, Gdańsk 1980-1985, tom I Czas nadziei, tom II Niepokonani. To właśnie tam opisujesz szczegółowo i dokumentujesz czas połowy grudnia 1981 na UG. Kiedy poznamy jako czytelnicy te wspomnienia i fakty?
- Niestety, nie wiem kiedy. Książka była przygotowana do wydania już rok temu. Jednak pandemia pokrzyżowała nam plany. Sponsor, którym była państwowa firma, która miał sfinansować obchody 40 rocznicy powstania NZS-u, przekazał pieniądze na zakup maseczek. Było to zrozumiałe. Dawnym kolegom z NZS-u nie udało się znaleźć nowego sponsora. I dlatego, nie wiem jak długo książka będzie jedynie maszynopisem…
Pracę nad opisaniem działalności opozycyjnej w środowisku akademickim w Trójmieście rozpocząłem w 2007 r. Zostały wydane moje książki opisujące początek i koniec działalności opozycyjnej. Brakuje opisu czasów pełnych nadziei i tych najtrudniejszych w stanie wojennym. Najwyższa pora, aby historia na kartach moich książek była w końcu kompletna.
- Życzę tego Tobie, sobie i nam wszystkim. Dziękuję za rozmowę.
Leszek Biernacki:
fotograf, dziennikarz. Absolwent w 1979 r. Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni (fotografia artystyczna), w 1987 Instytut Filologii Polskiej UG. Uczestnik strajku w sierpniu 1980 roku w Stoczni Gdańskiej, gdzie wykonał dokumentację fotograficzną. Od września 1980 współorganizator Niezależnego Zrzeszenia Studentów Polskich (następnie NZS UG).
Organizator strajku NZS na UG od 13 grudnia 1981. W stanie wojennym kierował działalnością Studenckiego Komitetu Solidarności Niezależnego Zrzeszenia Studentów Trójmiasto. Redagował podziemny Serwis Informacyjny SKS NZS Trójmiasto. W 1982 zorganizował jednodniowy strajk na UG po ogłoszeniu delegalizacji Solidarności i podjęciu strajku przez robotników Stoczni Gdańskiej. W listopadzie 1985 współkierował protestami na uczelni po odwołaniu rektora Karola Taylora. W latach 1982–1985 wiceprzewodniczący i przewodniczący Uczelnianego Samorządu Studentów UG. We wrześniu 1986 reaktywował działalność NZS na UG.
Od 1986/1987 współzałożyciel i redaktor podziemnego pisma NZS Impuls. W 1988 uczestnik strajku majowego na UG oraz strajku w sierpniu w Stoczni Gdańskiej. W roku 1990 pracował w Obywatelskim Komitecie Wyborczym, w latach 1993–1997 kierownik działu informacji gdańskiego Zarządu Regionu NSZZ Solidarność.
W 1990 odbył staż dziennikarski w Wieczorze Wybrzeża i Gazecie Gdańskiej. Organizator i zastępca red. nacz. dwutygodnika Przeglądu Oświatowego. Pisma Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ «Solidarność». Od stycznia 1991 pracował w gdańskim oddziale Gazety Wyborczej, gdzie do grudnia 1992 był red. nacz. lokalnego dodatku Gazeta Morska. W latach 1994–1997 red. nacz. Magazynu Solidarność, w 1997–1999 publicysta tygodnika Fakty, w 1999–2003 sekretarz redakcji w kwartalniku naukowym Pieniądze i Więź, w 2001–2005 red. nacz. miesięcznika Airport Review. W latach 2000–2008 członek, wiceprzewodniczący i przewodniczący Rady Programowej TVP Oddział w Gdańsku.
Autor między innymi filmu Sentymentalne pamiątki (1998), książki Kronika Solidarności. 20 lat dzień za dniem... (2000), Gdy wieje wiatr historii... Robotnicy i studenci, Gdańsk 1976-1980 (Warszawa 2014), oraz dwutomowej Wiosna wolności. Studenci i robotnicy, Gdańsk 1985-1989 (Gdańsk 2017) i współautor historii NSZZ Solidarność Regionu Gdańska (2010). Autor wystawy okolicznościowej w 2010 roku zorganizowanej w rocznicę 30-lecia Solidarności w Sali BHP Stoczni Gdańskiej oraz portalu internetowego Wszechnica Solidarności. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2012).