Absolwentów Uniwersytetu Gdańskiego można spotkać w wielu różnych branżach. Dla jednych studia na naszej uczelni stanowiły przygotowanie do z góry założonego zawodu, a inni po zdobyciu dyplomu udali się na poszukiwania odpowiedniej dla nich ścieżki. O tym drugim procesie rozmawiamy z absolwentem studiów II stopnia Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Gdańskim Bartoszem Kucharskim, który niedawno objął stanowisko rzecznika prasowego klubu piłkarskiego Stomil Olsztyn.
Marcel Jakubowski: Zawsze chciał Pan pracować w mediach, czy może wcześniej były jakieś inne plany na życie?
- Kiedyś chciałem być piłkarzem i realizowałem ten cel do 19. roku życia. Niestety, okazało się, że wielkie stadiony nie są dla mnie. Wiedziałem jednak, że zawsze trzeba mieć jakiś plan B. W moim przypadku było to właśnie dziennikarstwo, czy szerzej - pisanie. Dlatego równolegle z treningami, starałem się pisać jak najwięcej do lokalnych mediów. Tak, plan B stał się sposobem na życie i drogę zawodową.
- Ostatecznie wybór padł na Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na UG. Jak Pan wspomina okres studiów?
- Przyjeżdżałem na Pomorze już jako licencjat dziennikarstwa na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Pomyślałem, że skoro jest taka możliwość, to warto spróbować życia poza moim rodzinnym regionem. Do tego skusiła mnie również specjalizacja, której w Olsztynie nie znalazłem. Okazało się to "strzałem w dziesiątkę", bo do teraz bardzo dobrze wspominam Trójmiasto i często tam wracam. Co prawda, mieszkając większość czasu w Brzeźnie, trochę najeździłem się tramwajami, SKM i autobusami, ale lubiłem to. Poznałem też wielu fantastycznych ludzi. Z większością do dziś utrzymuję kontakt. Studia? No cóż, pewnie UG pamięta bardziej sumiennych studentów. Dość powiedzieć, że na pierwsze zajęcia dotarłem dopiero po 2 tygodniach, ale później było już lepiej. Niektóre wykłady czy ćwiczenia pamiętam do dziś, głównie dzięki charyzmie wykładowców. Inne były po prostu czasem spędzonym na przyswajaniu wiedzy, z której w codziennej pracy udało się nawet skorzystać. Mało miałem wtedy czasu, bo większość studiów magisterskich spędziłem łącząc je z pracą - najpierw w markecie budowlanym, później już w telewizji. Nie byłem zatem najbardziej wypoczętym człowiekiem na świecie, ale to się opłaciło.
- Który aspekt studiów - wiedza, a może poszczególny przedmiot, najbardziej się Panu przydały w drodze zawodowej?
- Wiedza, ale paradoksalnie nie ta dziennikarska. Były przedmioty, podczas których wydawało mi się, że uczę się czegoś bez sensu. Jak mi się to może przydać w pisaniu, nagrywaniu, montowaniu, generalnie tworzeniu materiałów dziennikarskich? Po roku, dwóch latach, gdy już pracowałem i zaczynałem przygotowywać bardziej rozbudowane formy, okazało się, że z wielu tych, pozornie niezwiązanych z dziennikarstwem, informacji korzystam i to bardzo wzbogaca warsztat. Nie pamiętam teraz nazw tych przedmiotów, bo zwykle były one dość długie lub enigmatyczne, ale jeżeli coś miałbym radzić młodym ludziom, zaczynającym tę przygodę, byłoby to właśnie wyłapywanie pozornie nieistotnych informacji. One dają przewagę i pozwalają czuć się swobodnie w pracy dziennikarskiej.
- Podczas pracy w TVP Olsztyn otrzymał Pan Nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. To wyróżnienie za jakiś szczególny program, czy raczej za całokształt?
- Materiałów wysłałem kilka i nie wyszczególniono, za co dokładnie jest nagroda, jednak domyślam się, iż był to cykl „Szlak Świętej Warmii". To wspólny projekt olsztyńskiego starostwa i nasz, a moim zadaniem było ten szlak przemierzyć i pokazać go widzowi z perspektywy zwiedzającego. Kocham Warmię, każdemu polecam tu przyjechać i zobaczyć co ma do zaoferowania, dlatego bardzo się zaangażowałem. I nie jest to, jak wskazuje nazwa, program religijny. Owszem, dużo na tym szlaku architektury sakralnej, ale to bardziej kwestia historii tego regionu. Krajobrazy, historia, dawne bogactwo i życie codzienne mieszkających tu ludzi - to siła tego cyklu i jest to jedna z tych moich zawodowych aktywności, które szczególnie wspominam i jestem wdzięczny, że to właśnie ja mogłem ten cykl tworzyć.
- Był Pan dziennikarzem radiowym, potem telewizyjnym, skąd decyzja, aby po latach pracy w tej branży przejść na „drugą stronę”, czyli do PR-u?
- Powody są dwa. Po pierwsze praca w mediach, szczególnie przy pełnym zaangażowaniu, zabiera zwykłe codzienne życie i radość z niego. Pewnie każdy ma inaczej i zależy to od wielu czynników, ale ja takie poczucie miałem. Uznałem, że wciąż jestem młody, wciąż mam zapał, by uczyć się nowych rzeczy i pora na kolejny krok, zmianę. Odchodząc z telewizji, nie wiedziałem, co chcę dalej robić, nie miałem wcześniej planu B. Okazało się, że szukać długo nie muszę. Od lat pasjonowałem się sportem, często robiłem sportowe newsy, więc gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, by w sporcie właśnie spróbować. Od lat kibicowałem Stomilowi Olsztyn i gdy zarząd klubu uznał, że byłbym przydatny, nie wahałem się. Znałem też specyfikę pracy rzecznika, wielu przecież poznałem i znam do dziś. Przyznam jednak, że zaskoczeń nie brakuje.
Na stronie klubu znajdziemy m.in. rozmowy z członkami zespołu, czy zapisy konferencji prasowych po meczach wygranych oraz przegranych.
- Ostatnio w Dzienniku Bałtyckim pojawił się artykuł o nagłówku „Piłkarskie ORŁY. Jakub Tecław z klubu Stomil Olsztyn najlepszym strzelcem Warmii i Mazur sierpnia 2022”. Zakładam, że to bardzo miły nagłówek z perspektywy rzecznika prasowego, ale czy dobra komunikacja medialna zespołu piłkarskiego to tylko sukcesy? Nawet FC Barcelona czasami przegrywa.
- To w tym wszystkim jest najtrudniejsze, ale też bardzo rozwija. Stomil Olsztyn ma wspaniałych, ale też wymagających kibiców, którzy pamiętają czasy największych sukcesów klubu. Należy im się zatem jak najlepsza komunikacja. Gdy drużyna przegrywa, nie można wyłączyć telefonu, zamknąć laptopa i udawać, że nic się nie stało. Gdy przegrywają piłkarze, przegrywa cały klub, także jego rzecznik. Trzeba jednak skupiać się na rzeczach, na które mamy wpływ. Dlatego, niezależnie od wyników drużyny na boisku, trzeba codzienną, organiczną i kreatywną pracą sprawiać, że kibice, sponsorzy i partnerzy czują, iż są ważni dla klubu. Mogą liczyć na kompleksową informację, społeczną odpowiedzialność, dobrą promocję. To są główne zadania, którym trzeba sprostać.
- Na czym polega praca rzecznika prasowego zespołu sportowego? Co uważa Pan za najciekawszy aspekt tego stanowiska?
- Mógłbym powiedzieć, że zajmuję się informowaniem świata zewnętrznego o tym, co dzieje się w klubie, ale to nie do końca wyczerpałoby rolę, jaką akurat ja pełnię. Prawda jest taka, że jeśli pracuje się w miejscu, które dodatkowo ma się w sercu, to robi się wszystko. Wykorzystując moje doświadczenie piszę zatem teksty na stronę, zajmuję się mediami społecznościowymi, robię zdjęcia, nagrywam i montuję materiały wideo, organizuję konferencje, współpracuję z dziennikarzami itp. Nie robię tego oczywiście sam, mamy mały, ale bardzo zgrany i oddany zespół. Tak jak w sporcie, tak i tu, to praca drużynowa.
- Osobami, które najczęściej odbierają komunikację medialną zespołu sportowego, są kibice. Jak wygląda ta wymiana w przypadku Stomilu Olsztyn? W jaki sposób można o nią dbać?
- Trzeba pamiętać, że kibic, fan to ktoś więcej niż tylko interesant czy klient. To integralna część klubu. Wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze na bilety, poświęca czas, by być na meczu, świętuje sukcesy i przeżywa porażki. Konieczny jest szacunek i zrozumienie. Relacja to podstawa. Trzeba być blisko, pokazywać zespół i klub nie tylko jako instytucję, która raz na dwa tygodnie robi event i próbuje zebrać do tego jak najwięcej osób. Codzienne życie drużyny, relacje między zawodnikami, sztabem szkoleniowym, to wszystko warto pokazać. Zaprosić kibica do siebie, na przykład poprzez organizowanie spotkań, wychodzenie do miasta. Wiadomo, że o to wszystko łatwiej, gdy się zwycięża, ale przecież nie zawsze tak jest. No i społeczna odpowiedzialność, która na klubie piłkarskim, w związku z popularnością dyscypliny, spoczywa bezapelacyjnie. Musimy angażować się w życie społeczności, wspierać słabszych, dawać przykład.
- Dziękuje za rozmowę.