Leszek Biernacki: Strajk w stanie wojennym na Uniwersytecie Gdańskim

Leszek Biernacki

Strajk w stanie wojennym na Uniwersytecie Gdańskim

(fragmenty maszynopisu z nieopublikowanej książki mojego autorstwa Reduta. Studenci z robotnikami, Gdańsk 1980-1985, tom II Niepokonani)

Na wiadomość o stanie wojennym NZS UG odpowiedział w niedzielę 13 grudnia ogłoszeniem strajku na uczelni.

Wszyscy członkowie komitetu strajkowego NZS ze strajku „radomskiego” na Humanistyce wrócili z powrotem na uczelnię. Tomek Bedyński nie musiał wracać. Do późnych godzin nocnych pozostał na „Humanie” i porządkował dokumenty strajkowe. O stanie wojennym dowiedział się od Marka Sadowskiego, który zastał go rano z ręcznikiem na szyi, gdy wracał z łazienki do pokoju 101, gdzie była siedziba komitetu strajkowego. Jeszcze przed południem byliśmy w komplecie. Nie było nad czym się zastanawiać i proklamowaliśmy bezterminowy strajk protestacyjny NZS. Nasze postulaty pokryły się z później opublikowanymi postulatami Krajowego Komitetu Strajkowego NSZZ „Solidarność”[1]. Na przewodniczącego komitetu strajkowego wybraliśmy Marka Sadowskiego. W skład utworzonego komitetu strajkowego weszli członkowie NZS z „Humany” oraz później Maciej Płażyński i Janusz Prendota, który odpowiadał za poligrafię[2]. Została zorganizowana straż strajkowa, którą kierował Jarosław Słoma, a pomagał mu Tomek Maracewicz. Grzesiek Majkowski z polonistyki, tak jak na strajku „radomskim” zajął się aprowizacją. Około południa, gdy na uczelni było już ponad stu studentów, urządziliśmy krótki wiec informacyjny. Sadowski poinformował o ukonstytuowaniu się komitetu strajkowego NZS i ogłosił strajk. Zaapelowaliśmy by wszyscy przywieźli z domów śpiwory oraz jedzenie i wieczorem wrócili na uczelnię. Doktor Janusz Golichowski zapowiedział, że pracownicy naukowi uczelni, którzy są członkami „Solidarności”, wezmą udział w strajku.

Po wiecu pojechałem do stoczni po informacje i sprawdzenie jak wygląda tam strajk. Nerwy, myśli o tym, czy i jak stocznia przygotowała się do strajku, czy uniknęli aresztowania i będzie z kim rozmawiać. Na bramie porządek. Stoczniowcy z opaskami na rękach pytają po co chcę wejść, sprawdzają legitymację studencką. Dostaję przepustkę i mówią, że mam pójść do biura stoczniowej „Solidarności”. Dowiaduję się, że powstały komitety strajkowe: krajowy[3], regionalny[4] i zakładowy Stoczni Gdańskiej[5]. Najważniejszy dla NZS jest regionalny, który ma za zadanie organizować i pomagać protestującym w całym województwie. Jest Krzysiek Dowgiałło, Staszek Fudakowski, Jurek Borowczak i inni. Mówię im o strajku na uczelni, że jutro prawdopodobnie włączą się jeszcze pracownicy naukowi. Gratulują decyzji, nie wiedzą kto jeszcze od niedzieli podjął strajk. Liczą na to, że od poniedziałku zastrajkuje większość zakładów pracy. Dostaję garść świeżo wydrukowanych ulotek. Radzą bym je dobrze ukrył pod ubraniem, w żadnym przypadku w torbie. Wróciłem z nimi na uczelnię i z najświeższymi, jakże skąpymi informacjami. Za każdym wyjazdem do stoczni starałem się zrobić ukradkiem trochę zdjęć. Nie chodziłem z aparatem na wierzchu (trzymałem pod kurtką), a zdjęcia robiłem wówczas, gdy wokół było sporo ludzi.

Władze wojskowe ogłosiły zarządzenie o zawieszeniu zajęć na uczelniach wyższych, zgodnie z którym studenci mieszkający w akademikach mieli je opuścić i pojechać do domu. Dodatkowo ogłoszono, że Trójmiasto jest w strefie przygranicznej i dlatego by zmienić miejsce zamieszkania, lub pojechać do innego miasta, trzeba było uzyskać administracyjną zgodę.

Wieczorem w niedzielę na „Humanie” toczyły się rozmowy między NZS UG a członkami uczelnianej „Solidarności”. Niektórzy pochwalali nas za niezwłoczne proklamowanie strajku, inni uważali, że wystarczyłoby oświadczenie potępiające wprowadzenie stanu wojennego, bo teren uniwersytetu nie nadaje się do prowadzenia protestu. Ktoś proponował strajk absencyjny, a inny przekonywał, że strajk powinien być prowadzony jedynie w dużych zakładach pracy. Porozumieliśmy się jednak, że od poniedziałku powołujemy wspólny Uczelniany Komitet Strajkowy. Maciej Żylicz, przewodniczący „Solidarności” na UG, oraz Sadowski, poinformowali na wieczornym wiecu, na którym było ok. 200 studentów i kilkunastu pracowników, że powstanie wspólny komitet strajkowy. Po jego zakończeniu większość studentów pojechała przed godziną milicyjną do domu. Mieli wrócić następnego dnia ze śpiworami i prowiantem. Także większość pracowników z Żyliczem na czele, na noc poszła do domów.

W uniwersytecie powielacz NZS z budynku rektoratu wywieźli na sankach Marek Sadowski i Jarek Słoma w towarzystwie jeszcze jednej osoby. Przekazali go Prendocie, którego zadaniem było zabezpieczenie wszystkiego, co było pomocne do druku. Na „Humanie” zaczęto drukować na wałkach. Przedrukowano m.in. komunikat Krajowego Komitetu Strajkowego.

Zabrakło na uczelni Basi Hejcz (studentka pedagogiki). Po zakończeniu strajku 12 grudnia 1981 r. późnym wieczorem wróciła do domu. Nie zdążyła położyć się spać. Przed północą zapukali do jej mieszkania funkcjonariusze SB w cywilnych ubraniach i mundurowi. Nie przedstawili żadnego nakazu. Powiedzieli jedynie, że zostaje internowana bo jest stan wojenny. Przewieziono ją do aresztu w komisariacie w Pruszczu Gdańskim, następnie do Strzebielinka, skąd po dwóch dniach trafiła najpierw do Gołdapi, a później do więzienia w Fordonie w Bydgoszczy.

W Sopocie Jacek Cesarz, Marek Kotlarz i Tomek Matulaniec odsyłali studentów do Oliwy. Ukryli część dokumentów na wydziale ET w miejscu, z którego później mogli je zabrać. W pomieszczeniu NZS poza meblami pozostał już tylko, wiszący na drzwiach plakat moskiewskiej olimpiady, na którym Jacek Cesarz napisał kilka miesięcy wcześniej grubym flamastrem: »The Last Olympic Games in Moscow«. Gdy wychodzili Cesarz napisał na ścianie jeszcze jeden napis: „Możecie pocałować nas w dupę”.

W poniedziałek 14 grudnia 1981 r. decyzję o strajku podjęli członkowie komisji zakładowej „Solidarności” UG. Na wypełnionej po brzegi auli Humanistyki na porannym wiecu, który prowadzili Sadowski i Żylicz, poinformowano o powstaniu Uczelnianego Komitetu Strajkowego UG złożonego z sześciu przedstawicieli studentów i sześciu pracowników. Jego składu nie upubliczniono. Na czele stanął dr Żylicz, szef „Solidarności” UG, a ze strony NZS Sadowski. NZS UG w komitecie reprezentowali: Bedyński, Jacek Cesarz, Płażyński, Prendota, Marek Zająkała, a ja (Leszek Biernacki) jako łącznik reprezentowałem komitet strajkowy i NZS UG w regionalnym komitecie strajkowym w Stoczni Gdańskiej. Ostatecznie zadecydowano, że strajk okupacyjny będzie prowadzony jedynie w Oliwie.

Na wydziałach oliwskich UG w poniedziałek w trwał druk ulotek, nad czym czuwał Prendota. Z powielacza i spod wałków wychodziły różne materiały. Były kolportowane w autobusach, tramwajach i w kolejce elektrycznej. Obowiązywała naprędce wymyślona technika kolportażu: partię ulotek należało trzymać pod ubraniem i wyrzucić je do wnętrza tramwaju w momencie gdy stawał na przystanku, a następnie szybko się od niego oddalić. Przy kolportażu został aresztowany Andrzej Radajewski, student IV roku polonistyki. Dostał ulotki od Mirka Brzany wydrukowane przez Jacka Rybickiego. Wskoczył do tramwaju, rozrzucił ulotki i wyskoczył. Niestety, nie zwracał uwagi na to, że z tramwaju wyskoczył i podążył za nim nieznajomy mężczyzna. Gdy Andrzej mijał milicyjny patrol ten rzucił się na niego i zaalarmował funkcjonariuszy, że kolportował w tramwaju ulotki. Andrzej dostał wyrok trzech lat więzienia.

Wieczorem uczelniana „Solidarność” chciała usunąć z komitetu strajkowego przedstawicieli NZS. Sadowski wspominał, że pretekstem był argument, że jest to strajk solidarnościowy o „Solidarność” i tylko członkowie „Solidarności” mogą decydować o przebiegu strajku. Do podziału komitetu strajkowego jednak nie doszło. Członkowie NZS uważali, że skoro sami rozpoczęli strajk od niedzieli 13 grudnia, to mogą powołać własny uczelniany komitet strajkowy bez uczelnianej „Solidarności”. Nie było mowy by ze strajku zrezygnować. – Atmosfera była straszna. Siedzieliśmy na „Humanie”, cały czas się naradzaliśmy i czekaliśmy na pacyfikację – wspominał Sadowski.

Rozmawiałem z Prendotą. Uznaliśmy, że druk na uczelni jest ryzykowny, bo w każdej chwili mogą nas spacyfikować. Janusz postanowił przenieść powielacz w bezpieczne miejsce. Kluczami do wolnego mieszkania, bo właściciel leżał w szpitalu, dysponował Czachor. Postanowiono je wykorzystać. Powielacz wywoził Czarek Godziuk małym fiatem prowadzonym przez jednego z asystentów. Siedział z tyłu obok powielacza. Z przodu siedziała Magda Kowalska z I roku polonistyki, która starała się zakryć swoją kolorową spódnicą puszki z farbą. Do małego bagażnika upchnęli jak najwięcej papieru. Pojechali do Gdyni i przenieśli powielacz do mieszkania przy ul. Morskiej 71 (wówczas Czerwonych Kosynierów).

Na uczelni zostały opublikowane stanowiska UKS UG:

Komunikat nr 1

Zebranie ogólne pracowników i studentów UG z dnia 13.XII.br. dokonało wyboru Uczelnianego Komitetu Strajkowego. Termin rozpoczęcia strajku oraz jego formę będą rozstrzygnięte po postanowieniach Regionalnego Komitetu Strajkowego, który ukonstytuował się w Stoczni Gdańskiej im. Lenina.

W związku z tym pracownicy i studenci UG pozostają do godz. 18.00 w swoich jednostkach uniwersyteckich, o ile UKS nie podejmie innej decyzji. Decyzja ta będzie przekazana przez łącznika.

 

Informacja

Uczelniany Komitet Strajkowy zadecydował, że na wypadek strajku okupacyjnego obsadzone zostają budynki wydziałów Humanistycznego i Matematyczno-Fizycznego. Pracownicy i studenci Wydz. Biologii i Nauki o Ziemi oraz Instytutu Chemii zgłaszają się do budynku Mat.-Fiz.; natomiast wydziały z Sopotu przenoszą się do Wydz. Humanistycznego.

W strajku okupacyjnym uczestniczą przede wszystkim mężczyźni. UKS apeluje do kobiet o wspomaganie strajku.

Uczelniany Komitet Strajkowy

 

Komunikat nr 2

Na posiedzeniu UKS dnia 14.12.br. jednogłośnie proklamowano strajk okupacyjny, bezterminowy pracowników i studentów UG. Celem strajku, zgodnie z decyzjami Komisji Krajowej jest:

– uwolnienie wszystkich aresztowanych

– odwołanie stanu wojennego.

Jesteśmy przekonani, że spełnienie w/w warunków stanie się podstawą porozumienia.

Uczelniany Komitet Strajkowy

 

Rano we wtorek 15 grudnia pojechałem do Stoczni Gdańskiej, gdzie powiedziano mi, że po nocnej pacyfikacji pozostało niewielu strajkujących, ale nadal działał komitet strajkowy. Zapytano mnie, czy studenci nie przyjechaliby na strajk do stoczni pomóc „Solidarności”. Odpowiedziałem w swoim imieniu, że na pewno, ale musi to zostać postanowione w szerszym gronie. Przed stocznią nadal stały oddziały wojska: siedem czołgów oraz kilka transporterów opancerzonych. Większość stacjonowała w pobliżu pomnika Poległych Stoczniowców i bramy nr 2. Żołnierze odnosili się przyjaźnie zarówno do strajkujących, jak i mieszkańców, którzy przyszli przed bramę. W stoczni usłyszałem plotkę, że kilku żołnierzy wraz z oficerem weszło na teren stoczni i w rozmowie ze strajkującymi złożyli zapewnienie, że w przypadku próby pacyfikacji przez ZOMO wjadą na teren stoczni i odwrócą czołgi w stronę miasta i będą bronić stoczni bronić. Nie uwierzyłem w tę opowieść, ale w części mogła być prawdziwa bo o godz. 15.15 jednostki wojskowe zostały wycofane sprzed stoczni. Czołgi i transportery odjechały wciąż udekorowane plakietkami „Solidarności”.

KZ „Solidarność” UG postanowiła we wtorek 15 grudnia 1981 r. zakończyć strajk. NZS mógł wbrew jej stanowisku strajkować dalej. Przedstawiłem prośbę stoczniowego komitetu strajkowego by pójść im z pomocą, bo po pacyfikacji w nocy z 14 na 15 grudnia wróciło do niej bardzo mało osób. Ze strony członków „Solidarności” UG usłyszałem, że w stoczni już nie ma strajku. Odpowiedziałem, że to nieprawda. Żądali dowodu, potwierdzenia. Na zebraniu padały głosy, że budynek „Humany” zupełnie nie nadaje się do „obrony”, a przecież bronić go siłowo nie zamierzaliśmy, że nie można narażać życia studentów oraz budynku na zniszczenie, że strajk można prowadzić jedynie w fabrykach. Odpowiadaliśmy, że nikt nie zamierza stawiać czynnego oporu. Ktoś zapytał kto z UKS jest gotowy strajkować w stoczni. Na dwanaście osób zdecydowanych kontynuować strajk w stoczni było sześć. Nie podjęto decyzji. Postanowiono czekać na nowe informacje. Po godzinie znowu narada. Dotarła informacja o militaryzacji stoczni i przerwaniu w niej pracy do odwołania. Muszę jechać ponownie, aby upewnić się, czy strajk w stoczni będzie kontynuowany. Ktoś bowiem, jak mówił doc. Grzywacz, przywiózł informację o zakończeniu strajku w stoczni. Pojechałem.

Krótko rozmawiałem z członkami komitetu strajkowego. Od Borusewicza, który zaczął kierować strajkiem, i innych usłyszałem: – Strajkujemy dalej. Jeżeli jesteście w stanie to pomóżcie nam. Przyprowadź jak najwięcej studentów! Ustaliłem, że do stoczni będą przyjeżdżali studenci w kilkuosobowych grupach. Do wejścia na stocznię ma upoważnić legitymacja studencka. Zobowiązałem się uprzedzić w uniwersytecie, że może dojść do interwencji ZOMO.

Przed stocznią o godz. 15.30 pojawiły się nowe transportery i czołgi. Nawiązanie z żołnierzami rozmowy okazało się niemożliwe. Około 17.00 wróciłem na uczelnię. Najpierw przedstawiłem sytuację kilku kolegom z NZS. Nie było Maćka Płażyńskiego. Jak się później okazało pojechał z Markiem Kotlarzem zobaczyć strajkującą stocznię, ale do niej nie weszli. Przekazałem informacje, że najważniejsze to podtrzymanie strajku w stoczni do dnia następnego, bo 16 grudnia spodziewano się wielkiej demonstracji przy Pomniku Poległych Stoczniowców. Jak „Solidarność” chce kończyć strajk na uczelni to niech kończy, bo my powinniśmy kontynuować strajk NZS razem ze stoczniowcami. Mieliśmy świadomość, że decydując się na solidarnościowy strajk ze stoczniowcami bierzemy za wszystkich studentów odpowiedzialność. Podjęliśmy decyzję w gronie kilku osób. Nie oglądaliśmy się już na uczelnianą „Solidarność”.

Rozpoczynając strajk 13 grudnia 1981 r. mówiliśmy na wiecach, że nie jest to zwykły strajk protestacyjny i w żadnym przypadku nie możemy posługiwać się siłą, że jedyną naszą „bronią” jest bierny opór. Teraz wiedzieliśmy, że spod stoczni wycofano czołgi, które miały w lufach kwiaty.

Ostatnie krótkie nerwowe spotkanie UKS. Uczelniana „Solidarność” była nieugięta – kończymy strajk. Na nas patrzyli nieprzychylnie, bo ich zdaniem narażaliśmy na represje i nawet śmierć wszystkich strajkujących, oraz mogliśmy doprowadzić do rozwiązania uniwersytetu. Ja, Sadowski i Zająkała nie chcieliśmy zgodzić się na zakończenie strajku z własnej woli. Uważaliśmy, że zakończyć strajk można dopiero wówczas, gdy oddziały ZOMO podjadą pod budynek i wezwą do jego opuszczenia.

Na bardzo dramatycznym wieczornym wiecu rektor Głębocki mówił o odpowiedzialności i rozwadze, apelował o godne zachowanie i zakończenie strajku, dr Żylicz poinformował o zakończeniu strajku przez KZ „Solidarność” na UG. Natomiast Sadowski powiedział o decyzji NZS zawieszeniu strajku na UG i kontynuowania go w Stoczni Gdańskiej. Apelował, aby na strajk pojechali tylko mężczyźni w małych, kilkuosobowych grupach. Przepustką do stoczni była legitymacja studencka. Prof. Jerzy Zaleski zaapelował, aby nie jechać do stoczni, bo jest to krok nierozważny, który nie zmieni w niczym sytuacji, a może wywołać fale represji. Uważał, że nie powinno się szafować siłami i podejmować działań z góry skazanych na porażkę. Ostrzegał, że wszystkich w stoczni komuniści mogą zabić tak jak w 1970 r. W innym tonie przemawiał prof. Leszek Moszyński, który mówił o potrzebie obrony zatrzymanych działaczy, o solidarności z „Solidarnością”, żałował, że ma zbyt wiele lat by pojechać na strajk do stoczni. Na zakończenie wiecu odśpiewaliśmy hymn narodowy.

Z pełną świadomością niebezpieczeństwa podjęliśmy decyzję o kontynuowaniu strajku w stoczni. Musieliśmy dać świadectwo… Były łzy. Ci, którzy nie zdecydowali się pojechać dawali papierosy, jedzenie. Pożegnania jakby już nigdy nie mielibyśmy się spotkać.

Sadowski pojechał z pierwszą grupą studentów, ja z ostatnią. Weszliśmy za bramę około 21.00. Nie zdążyliśmy się w stoczni policzyć przed brutalną pacyfikacją. Mogło w niej się znaleźć w nocy z 15 na 16 grudnia 1981 r. około osiemdziesięciu studentów.

 


[1] W stoczni po raz pierwszy byłem po południu. Na odwrocie „Z ostatniej chwili” jest odręcznie spisany skład krajowego i regionalnego komitetu strajkowego, postulaty strajkowe, informacja „pok. nr 5 – KZS przy bramie Gł. nr 2” (KZS – Komisja Zakładowa „Solidarności”), notka „ludzie z samochodami” oraz zapisek „godz. 18.00”. Na „Humanie” ulotki ze stoczni były przepisywane i drukowane.

[2] Skład komitetu strajkowego NZS UG w stanie wojennym: Tomasz Bedyński, Leszek Biernacki, Andrzej Kasperek, Grzegorz Majkowski, Maciej Płażyński, Janusz Prendota, Jacek Rybicki, Marek Sadowski (przewodniczący), Jarosław Słoma, Marek Zająkała.

[3] Skład Krajowego Komitetu Strajkowego: Andrzej Konarski, Mirosław Krupiński (wiceprzewodniczący KK NSZZ „Solidarność”, przewodniczący komitetu strajkowego), Aleksander Przygodziński, Eugeniusz Szumiejko i Jan Waszkiewicz, kolejnego dnia przyłączyli się Bronisław Sarzyński i Leszek Woźnicki.

[4] Skład Regionalnego Komitetu Strajkowego: Lesław Buczkowski, Krzysztof Dowgiałło, Stanisław Fudakowski (przewodniczący), Jerzy Gawęda, Regina Jung, Marian Miąstkowski, Szymon Pawlicki.

[5] Na czele Zakładowego Komitetu Strajkowego stanęli Alojzy Szablewski i Tomasz Moszczak.

Fot. Leszek Biernacki
Leszek Biernacki