Już w najbliższy piątek, 10 czerwca, zapraszamy wszystkich na premierę spektaklu inspirowanego dramatem Williama Szekspira „Otello” w reżyserii Jana Orszulaka, założyciela i reżysera Standby Studio przy Akademickim Centrum Kultury Uniwersytetu Gdańskiego.
Elwira Romaniuk: - Jak to jest „tworzyć”?
Jan Orszulak, reżyser w Standby Studio - Daje to niesamowite poczucie wolności i samostanowienia. Moment, w którym widzisz, jak coś, co wymyśliłeś, nagle przekształca się w pełnowymiarowe dzieło, jest nie do opisania. Jednak wiąże się z tym również ogromna odpowiedzialność, bo nawet jeśli tworzy się coś mocnego, dobitnego, to nie można skrzywdzić odbiorcy, a co najwyżej postarać się nim potrząsnąć – z tą dewizą staram się tworzyć swoje spektakle oraz filmy.
- Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z teatrem?
- To zabawne, ponieważ na pierwszych zajęciach teatralnych byłem w wieku 2-3 lat u wybitnego specjalisty Leszka Bzdyla, ale podobno nie wytrzymałem więcej niż pół godziny. Zaprowadziła mnie tam moja matka, która również zajmuje się reżyserią. Właściwie to ona zaszczepiła we mnie te miłość do sztuki, do teatru, do filmu od najmłodszych lat. W wieku 15 lat zacząłem zarabiać na tej „przygodzie”, będąc aktorem Teatru Muzycznego „Picorello”, jeździliśmy po Polsce i graliśmy bajki dla dzieci. Jednak po kilku latach stwierdziłem, że o wiele bardziej lubię stać po drugiej stronie sceny i w wieku 18 lat założyłem Standy Studio – teatr i studio filmowe, działające pod egidą Akademickiego Centrum Kultury UG „Alternator” – które prężnie rozwijam po dziś dzień. Po drodze była jeszcze szkoła filmowa i tak długo by mówić ale zdecydowanie robię, to co kocham. Prowadzę zajęcia jako instruktor teatralny oraz reżyser w gdańskich liceach m. in. w I Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku oraz w Gdańskiej Akademii Seniora, gdzie poprzez sztukę aktywizujemy starszych ludzi do działań artystycznych. Dodatkowo przygotowuję z sukcesami młodych ludzi do egzaminów aktorskich, które rokrocznie odbywają się w państwowych szkołach teatralnych.
- Czy uważasz, że aktorstwo metodyczne jest pożądaną formą? Czy jednak jesteś zwolennikiem „sterylności” umysłu aktora? Czy w ogóle da się taką sterylność zachować?
- Temat emocjonalności aktora jest o wiele bardziej złożony niż podział na te dwa sposoby. Jako twórcy jesteśmy wrażliwymi ludźmi i chłoniemy, obserwujemy, doświadczamy tego świata w sposób głębszy niż np. mechanik samochodowy, chociaż każdego pracę trzeba uszanować. Aktorstwo metodyczne stosowane w ekstremalnej formie tj. niewychodzenia z roli nawet podczas przerw, czy nawet w prywatnym życiu (sic!) jest absolutnie niezdrowe dla psychiki aktora, człowieka. Jasne, przy braku możliwości dotarcia do odpowiednich bodźców danego dnia, znając mechanizmy tego sposobu, można spróbować cokolwiek odczuć na scenie, ale czy na pewno to dobra droga? Zawsze będę zdania, że utalentowany aktor nie musi się tym posługiwać, bo co – jeśli grałby mordercę, to miałby zacząć mordować w prywatnym życiu? Ja staram się traktować reżyserię jako pracę. Gdy wracam do domu jestem tylko Jankiem, nie wydaję poleceń scenicznych swojej dziewczynie, to samo podejście przekazuję aktorom, ale to do nich należy decyzja...
- Czy popierasz utylitaryzm w teatrze? Co myślisz o „sztuce dla sztuki”?
- Jeśli mówimy dokładnie o tym, że teatr ma nauczać społeczeństwo, to jestem jak najbardziej za. Wszystko, co wychodzi od nas, twórców, powinno nieść za sobą jakiś przekaz, dać do myślenia, czasami potrząsnąć odbiorcą. Przecież robi to nawet popkultura, a co dopiero sztuka. A tym, co uprawiają sztukę dla sztuki, serdecznie dziękujemy, bo nie wnoszą oni nic poza nadmierną fascynacją własną twórczością.
- W jaki sposób Twój „Otello” koresponduje z wyżej wymienionymi tezami?
- „Otello” w mojej reżyserii ma przede wszystkim obnażyć śmieszność naszych polskich przekonań, przywar, ślepej tradycjonalności, jak również na przedstawionej w spektaklu hiperbolizacji ukazać zakres naszych zachowań społecznych. Podczas pracy nad nim nie raz słyszałem od aktorów, że mają coś z tej i tej postaci. To bardzo ważne, bo oznacza tyle, że odbiorca również będzie mógł z nimi korespondować, zidentyfikować je w sobie, co w konsekwencji być może doprowadzi do jakiejś refleksji.
- Czy oczekujesz od swoich aktorów współpracy, czy jedynie podporządkowania się wizji reżysera?
- Przygotowując się do realizacji jakiegoś spektaklu, wymagam od siebie bardzo dużo i raczej mam w pełni określoną wizję każdego aspektu dzieła. Jednak czasami również czegoś nie wiem, dlatego bardzo lubię dopuszczać aktorów do głosu i wdrażać ich pomysły, bo też widzą to wszystko z innej perspektywy. Staram się łączyć obie te rzeczy.
- Jak w praktyce wygląda praca reżysera? Jak mniemam nie jest to praca od 8-16?
- Tak naprawdę pracy jest więcej w domu, szczególnie kiedy łączy się to z pracą dramaturga czy scenarzysty (w przypadku filmu). Praca reżysera to niezwykle złożony mechanizm polegający na różnorakiej wiedzy nie tylko z zakresu sztuki, ale i wiedzy czysto technicznej. To zawód niezwykle specyficzny, polegający na ciągłym rozwoju na wielu polach – od wiedzy ogólnej o świecie, po wiedzę specjalistyczną, aż do tego, czy umiesz pokierować grupą kilkunastu, kilkudziesięciu ludzi bez zająknięcia. O tym moglibyśmy zrobić osobny wywiad, ale jeśli ktoś nie czuje do tego smykałki, jakiegoś bodźca zapalnego, to bardzo szybko się wypali, choćby ze stresu, który jest na porządku dziennym. Jeśli chodzi o godziny, to tak naprawdę jest ciągła praca, a jeśli jesteś słabo zorganizowany, to jest duże prawdopodobieństwo, że wpadniesz w prawdziwy pracoholizm. Oby tylko był pozytywny i obleczony pasją, miłością do tego, co robisz.
- Przyglądając się Twojej twórczości nie sposób nie zauważyć, że lubisz szokować. Jaki jest tego cel?
- Najśmieszniejsze jest to, że ja zupełnie nie mam takiego poczucia. Jasne, lubię w swoich sztukach dodać pewną dozę brutalności, ukazać jakąś intymność, seks, rozważać nad sensem istnienia, czyli również nad śmiercią, ale warto zauważyć, że te aspekty towarzyszą nam w codziennym życiu – brutalność w mediach, seks to właściwie potrzeba fizjologiczna, a śmierci, niestety, doczeka się każdy z nas. Takie są fakty i nie powinny nas one szokować, a być może dawać do myślenia – dlaczego szokują? Obecnie w swoich sztukach staram się poruszyć różnego rodzaju problemy świata zewnętrznego, ale i wewnętrznego, wobec których sam sobie zadaje pytania na co dzień. To chyba pewnego rodzaju forma terapii, zarówno dla mnie, aktorów, jak i dla potencjalnego widza.
- Dlaczego wybrałeś akurat „Otello” do najnowszego spektaklu?
- Nie ukrywam, że akurat w Teatrze Standby Studio dobieram sztukę pod aktorów, a „Otello” jako dramat wydał mi się po prostu najbardziej kompatybilny z zespołem, który w tym roku ze mną współpracuje. Niestety, w teatrze studenckim skład grupy teatralnej wymienia się z roku na rok, chociażby o jedną osobę, więc ten aspekt jest bardzo istotny, jeśli chce się zrobić coś naprawdę dobrego, pasującego do tych zebranych ludzi. Poza tym chciałem w tym roku zrobić coś głośnego, właśnie szekspirowskiego, a tematyka „Otella” od razu mnie zaintrygowała, bo była bardzo życiowa, uniwersalna. Ponadto, od razu widziałem w tych postaciach swoich aktorów, więc praca nad nim była naprawdę dużą przyjemnością i frajdą.
- Dziękuję za rozmowę.
Wydarzenie odbędzie się 10 czerwca br. O 19:00 na sali teatralnej im. prof. Jerzego Limona w budynku Neofilologii UG. Spektakl potrwa ok. 1,5 h. Wstęp wolny.
Osoby pomiędzy 16 a 18 rokiem życia mogą przyjść wyłącznie z prawnym opiekunem lub za jego pisemną zgodą. Młodsi widzowie (poniżej 16 roku życia) nie będą wpuszczani.
Więcej informacji
w wywiadzie red. Iwony Borawskiej w Radio Gdańsk na: https://radiogdansk.pl/audycje/salon-artystyczny/2022/05/01/otello-rozmowa-o-pracy-nad-premierowym-spektaklem-standby-studio/
oraz:
https://ack.ug.edu.pl/events/otello-spektakl-standby-studio-rez-jan-ors…